Mam dziś wolne w pracy. Wczoraj zrobiłam dready znów i dziś mam dzień, kiedy wszystko będzie mnie swędzieć. Wolę sobie być w domu niż w pracy wtedy. Będę poirytowana, niecierpliwa, lepiej unikać ludzi i stresu.
Pojechałam na siłownię rowerem, bo mąż wziął samochód. W drodze powrotnej złapał mnie lekki deszcz. Maszyny weszły na kolejny etap treningu i trochę zajęło mi przyzwyczajenie się do nowych obciążeń i ruchu. Tym razem ruch negatywny. Wyochnjecie wajchy nie było trudne, ale powolne jej opuszczanie już tak. Na koniec stała kolejka 4 osób aby zacząć trening i nie chciało mi się czekać na swoją kolej. Zrobiłam więc 2,5 rundy. Na więcej nie starczyło czasu. Wróciłam do domu, przebrałam się, zjadłam drugie śniadanie i spakowałam się na pociąg.
Kolega z pracy mówił mi jakiś czas temu, że teraz w Eindhoven jest Glow. Postanowiłam pojechać. Oczywiście pomyliłam dni kupując bilet i wczoraj mi on przepadł. Dziś więc kupiłam drugi raz bilet. Za głupotę się płaci.
W Eindhoven czeka mnie kilka godzin i powrót w nocy. Zabrałam wase z avokado i serkiem śmietankowym. W domu zjadłam banana, wafle ryżowe i skyr. Może pozwolę sobie na coś ciepłego na mieście. Nie wiem. Staram się jeść o tych samych porach co w pracy.
Nadal trwają prace na torach. Pociągi nie jada. Są autobusy zastępcze. Na dworcu widziałam grupkę polakow. Wyglądali na zdezorientowanych. Myślałam by zagadać I im pomóc, ale klneli dużo i palili marihuanę. Unikam ćpunów i chamów. Niech dalej czekają na pociąg, jak nie potrafią przetłumaczyć telefonem tablic z informacjami i zachować się publicznie.
Mam nadzieję, że glow będzie wyglądał ładnie. Wzięłam statyw i aparat i ustawiłam go na zdjęcia nocne. Mąż będzie czuwał, bo ostatnie komety musi mnie odebrać samochodem. Tak późno autobusy już nie jadą.