Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tydzień pierwszy Motywatora za mną


Kiedy pisze te post, jest sobota. Jest upalnie, w moim ogrodzie latają motyle i trzmiele. Tych pierwszych próbuje się pozbyć, bo ich larwy zjadają mi liście. Tak duża obecność motyli nie jest często spotykana tutaj. Mam ich tak jednorazowo około 20 osobników, a mój ogród jest przecież malutki. W szklarni pryskam trucizną na nie, aby je zabić zanim złoża jaja. Są to jakieś motyle, których nie znam. Ani to bieliznę, ani pawie oczko. Jakieś szaro-brązowe. Bardziej przypominają ćmy, ale nie mają takich dużych antenek. Mam za sobą trening i bieganie. Zrobiłam kilka rund prania i korzystam, że upał grzeje mi poddasze i pranie wyschnie do wieczora. Specjalnie zostawiłam okno otwarte. Odcięłam tylko ruch powietrza między piętrami kotarą. Niech się tam wszystko piecze i schnie.

Ogarnęłam wreszcie wyprane śpiwory, kołdry po teściach i poduszki, ręczniki urlopowe i cała resztę toreb, sakw i ekwipunku. Zrobiło się trochę miejsca w pomieszczeniu. Przy okazji w pralni stoją też nasze walizki. Myślę że malutka i średnią zostawimy, ale duży kufer oddamy do kringlopu. Tak, jak chciałam zrobić, sprawiłam mu nowa walizkę na urodziny. Do urodzin wciąż dwa ponad miesiąc, ale prezent się nie przedawni. Kupiłam mu taki sam model jak moja, jakieś 4 kilo wagi, 78cm wysokości. W sam raz na 23kg wina przywożonego z urlopu. Wybrałam żywy kolor, aby było łatwiej znaleźć na taśmie na lotnisku. Jedna jest więc ceglana, a druga żółta.

Poszłam po wszystkim jeszcze spryskać ogród siarką i mogłam spokojnie udać się na bieganie. Dziś zaczęłam tydzień 17ty planu treningowego treningu biegacza. Biegi po 5 minut na 5 minut marszu. Niby takie nic, powrót do początku niemal, ale docisnęłam nieświadomie tempo i trzeci bieg robiłam już nieźle umęczona. Bałam się, że w tym gorącu, zacznie mnie głowa boleć od zbyt wysokiego tętna. Unikam ostatnio męczenia się na bieganiu, właśnie, aby nie bolała mnie po nim głowa. Ostatnie prawie 2 km szłam do domu już spokojnie – nie włączyłam tego dystansu do treningu biegowego, aby nie maszerować intensywnie, ale po prostu pójść spokojnie do domu. Na pierwszym odcinku biegowym straciłam trochę czasu, bo jechał akurat pociąg i zamknęły się szlabany. Na szczęście tutaj wszystko jest sterowane GPS-em i szlabany zamykają się tylko jak pociąg jest blisko i otwierają zaraz jak przejedzie. Nie ma zbędnego stania, więc mogłam szybko kontynuować bieg.

Gdy próbowałam ogarnąć udostępnianie treningu na Insta, przyszedł akurat listonosz z najnowszą przesyłką ze Stanów. Dwa kolejne zeszyty Dragon Tooth z serii Ekspansja. Muszę przeczytać ponownie pierwszy zeszyt, aby przypomnieć sobie, co się wydarzyło najpierw. Przejrzałam pobieżnie i zapowiada się super ciekawie.

Wraz z kolejną turą prania, ogarnęłam jeszcze trening z Motywatora. Trzeci w tym tygodniu. Zatem mam skończony tydzień 1 i lecę dalej z książką. Jeszcze 7 tygodni.

Wypełniam też kolejne dni książki. Szukam schematów. Wiem, Zu, że to co napisałaś ma sens, ale wiem też, że na mnie to nie zadziała. Nie fizycznie – psychicznie. Jestem jaka jestem i wiem, że tak mocne zmiany w żywieniu po prostu mi nie leżą. Bawiłam się w makarony bezglutenowe i makarony pełnoziarniste, a także białkowe i zrobione z ciecierzycy czy innego grochu. Bawiłam się w serki wiejskie, warzywa jedzone jako przekąski. Przeszłam kilka stylów diety i wiem, że nic z tego się mnie nie trzyma. Ja muszę jeść tak jak lubię, aby to miało sens. Po prostu muszę jeść mniej. Jeśli mam zachować ten sam styl życia na całe życie, to nie mogą to być produkty, które mi nie smakują, po których jestem wiecznie głodna lub po których jestem fabryką biogazu. Więc na razie obserwuję liczę i daję sobie czas. Gdy to piszę to właśnie wmłóciłam wiadro lodów czekoladowych i nie czuję się winna. Jest 32 stopnie, zrobiłam swoje treningi, pobiegałam, sprzątałam dom, zrobiłam pranie i pierdzielę – kocham lody czekoladowe.

Rozsądnym wyborem byłoby zmniejszyć ilość normalnego jedzenia i zostawić sobie miejsce na łakocie. Bo raczej nie zrezygnuję. Lubię przyjemność, jaką sprawia mi jedzenie ulubionych produktów. Dostałam dziś na przykład bułkę zapieczoną z serem. Kiedyś takie kupowałam w Polsce w Tesco. Uwielbiałam je – jadłam jak przekąskę. Rozmawiałam o tym z mężem jakiś czas temu i kupił mi – więc jem jak przekąskę, z przyjemnością i bez dodatków.

Doskonale znam teorię żywienia – nawet na studiach miałam żywienie [co prawda zwierząt, ale wszyscy jesteśmy zwierzętami], ale fizjologia jest przecież taka sama. Dostarczać białka, węgle i tłuszcze plus mikroelementy. Ruch dla sprawności mięśni i stawów, joga dla stawów i kręgosłupa, bieganie dla dobrego samopoczucia. Kalorie in < kalorie out.

Ponadto nowa szkoła żywienia – kalorie się nie liczą, bo każdy trawi i przyswaja inne wartości makro i mikro elementów. Co dla kogoś może być wysokim pikiem cukrowym, inna osoba zmetabolizuje powoli i bez wysokiego piku. Flora jelitowa odpowiada za wchłanianie substancji odżywczych, więc uboga flora powoduje, że nie wszystko trawimy i tym samym spożywamy mniej kalorii niż to wynika z tabelek oraz możemy odczuwać niedobory mikroelementów. Suplementacja nie ma sensu, chyba że mamy spore rozchwianie w hormonach i nie jemy różnorodnie, za to witaminę D powinien suplementować każdy, bo niedobory są zbyt powszechne w populacji europejskiej. Posiłki przed i potreningowe nie mają sensu, chyba, że jest się Adrianem Kosterą i nawala godziny treningów dziennie i organizm nie ma swoich zapasów. Każda osoba, która cośtam potupta na macie czy wyjdzie raz na bieganie i wróci do domu w ciągu 2 godzin, w zasadzie nie ma uzasadnionej fizjologicznie potrzeby spożywania posiłków około treningowych. Organizm z reguły doskonale sobie radzi sam z uzupełnianiem zasobów cukru we krwi. należy napić się wody, dobrze porozciągać czy rolować i dać ciału samemu wrócić do homeostazy. Posty przerywane są spoko, jeśli ktoś je dobrze znosi. Jeśli komuś lepiej na małych posiłkach regularnie spożywanych, też jest to spoko – każdemu według potrzeb. Długowieczność potwierdzono w diecie japońskiej – najadanie się na pół gwizdka, a nie do sytości. A to da się ogarnąć na każdej diecie wsluchując się w swój organizm.

Więc teorię znam – jedyne co muszę to walczyć ze swoją psychiką i wieczną chęcią zjedzenia czegoś jeszcze.

  • equsica

    equsica

    14 lipca 2023, 18:35

    Co do diety mam takie same odczucia jak ty.. muszę jeść to co lubię bo inaczej strasznie się wukr..zam jak nie ma spadków i rzucam wszyskto szybko w cholerę ..

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.