W niedzielę pojechałam biegać do lasu. Tym razem jednak postanowiłam jechać tam rowerem. Tempetratura -2 [odczuwalna -7stC].
Zimno - wzięłam średnio ciepłą kurtkę - uznałam, że w zimowej na rowerze się ugotuję - rękawiczki polarowo-wełniane i czapkę sportową. Do tego ocieplane rajtki i buty biegowe. Jak dojechałam do lasu to nie miałam już czucia w stopach. Usta mi zesztywniały a z nosa zdarłam już skórę chusteczkami.
Widoki były super. Przypięłam rower do drzewa, schowałam kurtkę w sakwie na bagażniku i poszłam biegać.
Dopiero po jakiś 3 km zaczęło mi wracać czucie i krążenie w stopach. Później miałam wrażenie, że mam gałązkę w bucie, ale to był zesztywniały i bez czucia środkowy palec. Dopiero pod koniec biegu czułam już dodrze moje całe stopy.
Las był piękny. Jeszcze nie super mokry i błotnisty, ale już nie zielony i żywy. Panował tam spory ruch zwłaszcza wśród osób uprawiających sporty.
Rano jechałam krótko po wschodzie słońca. Wyglądało magicznie. Gdy wracałam nie było już wcale słońca.
Gdy dotarłam do domu, przypomniało mi się, że nie jadłam śniadania. Byłam przemarznięta na kość i nawet kocyk elektryczny nie dawał rady mnie rozgrzać. Mąż też nie był dość ciepły. Zjadła pizzę i wypiłam gorąc czekoladę i zaczęłam zasypiać. Po drzemce4 wreszcie czułam się sobą. Odmarznięcie zajęło mi kilka godzin. To był bardzo głupi pomysł.
Laurka1980
23 listopada 2022, 10:02Pomysł kosmiczny, dobrze, ze nie było poważniej z tymi odmrożeniami.
CuraDomaticus
22 listopada 2022, 09:43wow :)
Naturalna! (Redaktor)
22 listopada 2022, 04:39Lubię takie głupie pomysły 😉😊 świetnie sobie poradziłaś, w końcu to nie byl Mont Everest.
PACZEK100
21 listopada 2022, 20:43Kurcze dobrze że nic nie odmrozilas na stałe. Teraz już chyba trzeba się inaczej ubierać.