Byliśmy wczoraj w kinie. Film rewelacyjniy.
Zaplanowałam jedzenie. Rano post. Grapefruit na drugiej pauzie w pracy. Potem zakupy I kino. Podczas seansu zjadłam kanapkę z chleba, który sami pieczemy. 550 kcal. Później pudełko borówek. 130kcal. Pod koniec pierwszej połowy filmu zjadłam owsianke z orzechami i owocami z puszki. 500 kcal.
Po przerwie (w Holandii w kinie są przerwy, aby móc kupić więcej piwka czy popcornu) otworzyłam przygotowane wcześniej M&m's i sok pomarańczowy. Ograniczałam się z pochłonięciem całości. W domu zważyłam co zostało i okazało się że mam jeszcze zapas kalorii, by wypić inkę z mlekiem.
Miałam też siły na bieganie. Więc wybyłam. O 20tej jest jeszcze jasno i nawet jak się kładłam spać o 22 to było nadal jasno. Cud życia w Holandii.
Zrobilam kolejny trening uciekania przed zombie i zdobyłam dla grupy broń.
Później jeszcze trochtalam z marszem do domu. Byle utrzymać tętno tlenowe i nie przeciążyć się. Udało się. Wyszło fajne 6.3km