Okres świąteczny, a tak naprawdę pierwsze 3 dni wolne nowego roku kosztowały mnie kolejny kilogram. Po sylwestrowych szaleństwach została cała masa jedzenia w domu a pierwszy styczniowy weekend leniuchowałam w domu więc systematycznie czyściłam lodówkę. Efekt 92 kg okropnego, zwisającego tłuszczu.
Zeszłoroczny bilans wyszedł na zero, choć myśl o odchudzaniu, diety i jojo prześladowały mnie przez 12 miesięcy. To chyba nie wymaga komentarza.
Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie, że ten rok przyniesie kilka zmian w moim życiu, nie wiem czy na lepsze czy na gorsze... ale chciałabym, żeby jedną z tych lepszych była utrata wagi.
Plan: Od dziś walczę od nowa. Wracam na fitness po świątecznej przerwie, a może od jutra konkretna dieta, bo w moim przypadku ograniczenie jedzenia nie daje żadnych rezultatów. Koniecznie muszę zakupić jakiś balsam na panoszące się paskudztwo na moich udach.
Reasumując: 1. DIETA 2. ĆWICZENIA 3. BALSAM
I trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, już teraz nie mogę patrzeć na siebie w lustro, a będzie coraz gorzej jeśli nie wezmę się w garść. Dodam też, że czeka mnie kilka wesel w tym roku, a już w żadną kieckę się nie mieszczę, nie chcę wyglądać jak smutny baleron zwłaszcza, że prawdopodobnie będę musiała iść na nie sama...to prawdopodobnie właśnie ta jedna z gorszych zmian w nowym roku.
bluebutterfly6
8 stycznia 2010, 12:54Pozdrawiam :)
zaaczaarowanaa
8 stycznia 2010, 12:44Trzeba się porządnie zabrać:ułożyć plan jedzenia, jakieś ćwiczonka, nie głodzić się w żadnym wypadku, wszystko jest dla ludzi:). Powolutku, a na pewno uda Ci się zrzucić kilogramy:).Pisz często, to pomaga:).I motywuje:) Powodzenia!