No to tak, w trzecim tygodniu odchudzania pierwsze dwa dni będą na dużym minusie. Niestety, chyba organizm domaga się innych smaków. Nic z tym nie zrobię cała tabliczka czekolady poszła w mig, wybrałam gorzką przepysznie rozpływała się w ustach. Ser pleśniowy le rustique och taki świeżutki lał się wręcz, obeszło się bez bagietki z żytnim, ale cóż to był za smak. W planach mam dzisiaj jeszcze guinnessa wypić i mam nadzieję, że to będzie na tyle grzeszków na te dwa dni.
Jutro obawiam się, że smaków może być ciąg dalszy - idę na dużą imprezkę z jedzeniem i piciem. Rano zrobię trening, pójdę na fitness i poleżę w jacuzzi, a i jeszcze może rower, w końcu pogoda jest super.
Od niedzieli ścisła dieta na maksa do środy, chciałabym tak w czwartek zejść do 72, będzie trudno, jak tak będę się prowadzić, ale może się uda. Piszę może, bo realnie podchodzę tym razem.
Landryna321
25 października 2013, 17:39Trzymam kciuki za te 72 w czwartek ;)