Mogłabym uznać, że dziś zawaliłam.
Mogłabym powiedzieć, że jestem beznadziejna, bo znów zaliczyłam porażkę, bo znów mi z dietą nie do końca wyszło.
Mogłabym stwierdzić, że nigdy nie uda mi się schudnąć, bo nie potrafię kontrolować w 100 % tego, co jem.
Mogłabym znów zacząć od nowa jutro, albo od poniedziałku, a jutro i w niedzielę najeść się na zapas...
Mogłabym...
Jasne, mogłabym. Tylko pozostaje jedno, podstawowe pytanie - co z tego? Co mi to da?
Moja odpowiedz - nic mi to nie da. Gdybym uznała, że zawaliłam dietę, poszłabym do kuchni zrobiła budyń z toną wiśni w konfturze, albo wielką dmuchaną bułę z grubą wartwą masła i taką samą ilością miodu, do tego kilkanaście daktyli i pół czekolady. Mogłabym...
Ale po co? Czy po to pracowałam przez 10 dni, żeby teraz to zaprzepaścić?? Do tej pory tak robiłam. Kilka dni wzorowo, albo przynajmniej dobrze, a potem się zaczynało. Sama sabotowałam swoje działania. Tak, jakbym podświadomie nie chciała się zmienić, dążyła do tego, żeby zostać w tym miejscu,w którym jestem, mimo tego, że nie jest w aktualnym stanie wcale różowa. Wręcz przeciwnie, bo mam wiele zastrzeżeń do siebie.
No więc po co sabotować to, co udało się zdobyć? Chociażby to było bardzo niewiele. Czy warto to poświęcić? W imię czego??
Nie, wcale nie uznałam, że trzeba się poddać i zacząć od nowa od jutra, od poniedziałku. Padłam, owszem trochę się potknęłam. Ale dlaczego mam nie wstać? Otrzepać się, zakleić zdarte kolana i wstać, bo jutro nie będzie śladu po tym zdarzeniu, a przyszła sylwetka sama się nie zrobi. Choć szkoda... Ale cóż, takie życie, nie ma nic za darmo;)
Ok, do sedna, bo znów epistołę strzeliłam.
Ktoż to przeczyta w dzisiejszej dobie, gdy większości nie chce się czytać dłuższych tekstów niż długość sms-a? ;)
Menu:
śniadanie: owsianka - szklanka mleka, cztery łyżki otrębów owsianych, banan, cynamon
obiad: 50 g kaszy kuskus, leczo
kolacja: serek wiejski 200 g, wiśnie z konfitury, jabłko
+ grzane piwo, piwo z sokiem
+ dwie herbaty pu-erh
+ dwie herbaty zielone
+ 0,5 litra wody
TRENING: miz Mel B, Natalii Gacki, ABS i czegoś tam jeszcze;) w sumie ok. 50 min.
vickybarcelona
16 maja 2014, 22:07masz racje, nalezy oduczyc sie myslenia 'od jutra"Nie ma jutra twoje "jutro" ksztaltuje dzisiejszy dzien.Zjadlas wiecej? c z tego? jesli nie objadlas sie jak bania,to zycie...jutro bezie mnbiej, dopoki nie rzadza Toba zaburzenia, to normalne zycie. Schudniesz:)
judipik
15 maja 2014, 07:56Mądrze to napisałaś :) A wpadki się zdarzają prawie każdemu, najważniejsze to się nie poddawać. Ja też się tego uczę i przyznam, że zaczyna mi coraz lepiej wychodzić ;))
DietetyczkaNaDiecie
26 kwietnia 2014, 14:44i dziękuję za pomoc ;-)
DietetyczkaNaDiecie
19 kwietnia 2014, 14:45dziękuję za zaproszenie i powodzenia! :-)
Arganiaa
12 kwietnia 2014, 18:06aaaa.... Dziewczyny... co z tego, że się podnisłam i walczyłam, jak dzisiaj zawaliłam po całości... Chyba nic z tego... poszły rurki waflowe z nadzieniem kakaowym... chyba z siedem... i cała czekolada deserowa... CAŁA!!!... Masakra jakaś... Weżcie mnie kopnijcie w d..ę i to mocno! I po cholerę mi to było?
nitktszczegolny
12 kwietnia 2014, 18:03Ja przeczytałam ! I w pełni się z Tobą zgadzam ! Cieszę się, że się podniosłaś :)
pitroczna
12 kwietnia 2014, 10:15niewazne ze upadasz, dopoki znajdujesz sile zeby wstac i isc dalej:)
Invisible2
11 kwietnia 2014, 20:12Pamiętaj, że każdemu zdarzaja się upadki, ważne aby się podnieść! Ps. Uwielbiam treningi z Natalią Gacką. Powodzenia :)
Thiny69
11 kwietnia 2014, 20:08Moglabys. Moglabys. Ale nie chcesz bo chcesz sie zmienic;* brawo Kochanie i tak jest slicznie:*