Rozdrobniłam resztę gałęzi sekatorem i to już wszystko na ten rok. Więcej gałęzi nie ma i nie będize. Na przyszły rok chyba trzeba będzie kupić nowy sekator. Ten co mam używany jest od kilku lat i już nie jest niezawodny. Ostrzony był kilka razy, baterię ładuję a on już nie tnie dobrze, bo się zatrzymuje. Niektóre gałęzie trzeba ciąć kilka razy w tym samym miejscu. To jest denerwujące, bo tracę czas.
Trzeba też chyba kupić szlifierkę, bo moja zaginęła w tajemniczych okolicznościach. SZlifierka jest potrzebna, bo czasem trzeba coś przeciąć. Trzeba też ostrzyć noze, narzędzia typu siekiery np.
Dziś Krzysiek przeniesie mi drewno z wersalki dziadka. Trzeba to pociąć. Powinien też przygotować worki z puszkami po kocim jedzeniu oraz piwie i wystawić przed posesję. Złomiarze zabiorą. Jest do zebrania sterta pociętego drewna. To zrobi Krzysiek. Ja może przeniosę trochę gruzu. POgoda sprzyja i moze uda się większość prac koło domu pokończyć w tym tygodniu.
Ziemię do róż już mam i czekam na rośliny. Wczoraj przeniosłam część pelargonii do babci. Spróbuję je przetrzymać przez zimę. Została jeszcze jedna donica i biała pelargonia, którą trzeba przesadzić. Pelargonie z zeszłego roku w tym kwitły bardzo ładnie. Te z zeszłego roku są pomarańczowe. W tym roku kupiłam białą, różowe i fioletowe.
Mruczek znowu ma sfilcowane futerko na grzbiecie. Niby się myje, ale chyba tylko łapki i pyszczek, uszka. Tył całkiem zaniedbany. Trzeba to wyciąć.
Po odejściu Onusi zwierzęta już się wyciszyły. Ja jeszcze myślę, Krzysiek wspomina. Krzysiek się sprawdził w ostatnim trudnym czasie. Wspierał koteczkę- przytulał, całował, cierpliwie układał w koszyczku i ja to doceniam. Sebastian olał sprawę, że się tak brzydko wyrażę. Zupełnie zlekceważył i moje uczucia i to co sie stało. Dla niego to było tylko - jednego mniej. Dopiero później gdy wyczuł, że jestem zła powiedział że płakał gdy mu otruli psa.