Wczoraj poczyniłam kolejny portret. Była nauka rysowania zmarszczek i całkiem mi uciekło podobieństwo w oczach. Portret poszedł do pieca. Ze zmarszczami jest więcej roboty i taki portret rysuje sie dłużej. Trzeba pokryć szarością cała twarz, bo ze względu na zmarszczki trzeba miejscami wycierać światło. Było też kończenie obrazu. No i znowu nie jest idealny. To nie to, że nie jest prawidłowo namalowany. Co to to nie. Jest malowany zgodnie z zasadami, ale to i owo mi się w nim nie podoba. Zostawię jednak. Na razie. Zamówię farby i zabiorę się za kolejne przedwiośnie. Też olej. Zastanawiam się czemu nie mam satysfakcji z tego, ze maluję? Całe życie mnie do tego ciągnęło. Nie miałam szans się tego uczyć i nie miałam szans na malowanie. Nie było gdzie kupić farb, bo nie miałam jak dotrzeć do sklepu i to mnie zniechęcało. Tylko szkicowałam trochę kwiatów kilkadziesiąt lat temu. Głównie to były róże. Zawsze malarzy podziwiałam. Głownie pejzażystów. Teraz maluję, a nawet obrazy sprzedaję i satysfakcji nie mam. Moze się pojawi za kilka lat gdy będę malować lepiej? A kiedy będzie lepiej? Kiedy to uznam? Czy wogóle dojdę do takiego punktu, że będę zadowolona? Tak jest z wszystkim co robię i z wierszami i z opowiadaniami. Mam w dorobku chyba coś koło 30 antologii i nadał dumna z siebie nie jestem, a powinnam chyba. Choć trochę. Kiedyś marzyłam o pisaniu książek i pisarzy podziwiałam. Co do tego co kiedyś w życiu chciałam osiągnąć, to swoje zycie realizuję. Chciałam układać krzyżówki- ukladam. Chciałam pisać i piszę. Chciałam malować i maluję. Chciałam pracować w domu i pracuję. Chciałam mieć przytulisko dla kotów i w zasadzie mam. Jestem spelniona i nie wiem czemu to nie przedkłada sie na poczucie satysfakcji.
Dziś może będzie akwarela...
Jeden z czarnych kotów, ktory u mnie jada, a właściowie koteczka pojawiła się i chyba z brzuchem. Mama ja widziała i ponoć brzuch miała do ziemi. Nie wiem czyja jest ale obróżkę ma niedawno załozoną. Nie wiem czy je u siebie i co i nie wiem co ewentualnie z kociętami. Oby nie zostały utopione lub coś w tym stylu. Kusi mnie, zeby ja złapać i wykastrować. Już w zeszłym roku to chciałam zrobić. W zeszłym roku Krzysiek ja chwycił, ale był zakaz przemieszczania sie i z zabiegu zrezygnowałam. Długo nie widziaam drugiego czarnego kota. Ten był większy i bardziej dziki. Chyba kocurek. Nie wiem czy przetrwał zimę... Przychodzi tez do mnie kotka od sąsiadów. Ta jest zadbana. Śpi w domu i jeść dostaje. Nie jest wykastrowana i rodzi, a koty rozdają. Chciałam im koteczkę wykastrować, ale nie byli chętni.
Moje kocięta czyli 9 letnie rodzeństwo - Suzi i Czarnusia znowu dostaja szału na widok Pikusia. Maja takie napady czasem, bo na cozień wspólżycie jest zgodne. Wygąda to tak, ze dzika zwykle Suzi przychodzi i kładzie sie koło mnie, a Czarnusia obok. Obie sa spięte i pomiałkują, a gdy Pikuś próbuje wejść na kanapę, rzucaja się na niego. Mija im góra po dwóch dniach. To trzeci napad i ja nie ingeruję. Z bechawiorysty by było wiecej szkody, bo koteczki panicznie boja sie obcych. Ich matka była dzika, a babkę ktoś wyrzucił w ciąży. Ja nie zauważyam. Trafiła do sasiadów, którzy lubili psy i tylko kotom jeść w stodole dawali. Do domu wjścia nie miały i oswajania nie było. Kotka okociła się pod porzeczką i później przeniosła juz podrośnięte kocięta do mnie. Zostawia w krzakach. Były 4. Wyłapaam klatką łapką. Jedna koteczka znalazła dom, a reszta została u mnie. Oswoić tak do końca sie nie dały. Śniezuś przychodził na kanapę i leżał obok. Czarnusia czasem też lezy, a Suzi jest całkiem dzika. Obie są łagodne na codzień tylko ludzi nie potrzebują. Dałam im spokój. Niech sobie przeżyją spokojnie zycie takie jakie są.
Jadam ostatnio nieco więcej pieczywa, bo Krzysiek kupił mi ogórka i rzodkiewkę, no i ser żolty. WAga od razu sie zemściła i dzisiaj trzeba ja zrzucić. Będzie tylko okolo 300 kalorii i do tego samo białko. Jutro pewnie spadek tego co zbędne. Do maja jeszcze ponad miesiąc i nie mam prawa wazyć więcej niż 79,8. To granica nadwagi i z taka wagą mam zacząć dietę...
Już nigdy nie kupię aparatu na baterie, bo u mnie nie działa prawie przez cały rok, bo za zimno. Aparat w telefonie robi nienaturalne kolory na obrazie... W oryginale woda nie jest tak jaskrawa i obraz jest bardziej stonowany. jest trochę żółci i zgniłej zieleni.
Kaliaaaaa
22 marca 2021, 10:29A może brak zadowolenia z siebie jest tym co napędza artystę do rozwoju? Szukania nowych ścieżek, technik tematów? Większość malarzy (wybitnych) miała fazy, coś zmieniała, czegoś szukała...może artyści tak mają?
araksol
22 marca 2021, 10:36no nie wiem... To chyba jakiś kompleks, bo nawet za artystkę sie nie uważam, a jestem przecież artystka amatorką...
aska1277
21 marca 2021, 17:26Kanapki z ogórkiem, rzodkiewką i serem mniammm :) ładne obrazy
araksol
21 marca 2021, 18:07dzięki:)
Delilah1975
21 marca 2021, 14:11Żaden artysta nie jest z siebie zadowolony, ale chyba niezadowolenie ze swoich osiągnięć, to wina naszych charakterów. Znam to doskonale. Dlatego staram się to zmienić. Życie ucieka, a tu ciągły brak zadowolenia z siebie. Co do kotów. Zawsze mi się serce łamie, gdy ktoś krzywdzi zwierzęta. Mam w takiej sytuacji nadzieję,że karma do tych ludzi wróci. Miałam kotki, zawsze chodziły swoimi drogami.
araksol
21 marca 2021, 18:07jest książka o perfekcjoniźmie. Muszę kupić...
Wiosna122
21 marca 2021, 11:24podejrzewam ze zapewne dlatego ze dzis jestes inná osoba i masz juz albo inne marzenia, albo tamte po prostu stracily na wartosci. Dla mnie na przyklad zadne z moich marzen sprzed lat juz nim nie jest, wszystko sie zmienia, my tez sie zmieniamy, chociaz czesto tego nie widzimy
araksol
21 marca 2021, 18:06sama nie wiem. To co kiedyś podziwiałam nada z przyjemnościa robię. To moje pasje...