Mija tydzień od odstawienia mięsa. Na razie jestem z decyzji bardzo zadowolona. Jem, a nie tyję. Gotuję bardzo smacznie i najadam się do syta. Ataków wilczego głodu, a raczej łakomstwa od tej pory nie miałam. Jestem dobrej myśli. Mam tylko problem z zaparciami. Mam nadzieję, że z czasem moje ciało odzyska harmonię pod każdym względem. Może wtedy waga raczy spaść. Uśmiecham się do tej chwili...
Menu: kotlety z ryby z sałatką z marchwi i kapusty kiszonej, ciecierzyca konserwowana, sałatka z tuńczyka, jajek, marchwi, pora, ogórka kiszonego z majonezem i jogurtem.
Dziś już mam kurs, a później będę pracować. Ostatnio na pół gwizdka pracuje wcześniej. To na pół gwizdka to chat bez rozmów głosowych. Będę też pracować z powrotem w weekendy. Jednym słowem trochę odpoczęłam i znowu złapałam wiatr w żagle. Jak mi się skończy kurs to będę na chatach znowu cały dzień gdy tylko spać nie będę. W grudniu znowu urlop, bo Sebastian ma przyjechać na święta o ile nic nie wypadnie.
Wczoraj kupiłam sobie nagrania z hipnozą. Wcześniej zrobiłam sobie test i wygląda na to, że jestem podatna...Ponoć wyniki są po 14 dniach słuchania. No zobaczymy. Tonący brzytwy się chwyta...:)