Dzień mija za dniem. Pracuję, czytam, dietkuję. Kilka dni nie miałam kursu. Od jutra już będę mieć. Moje życie jest spokojne i nieco monotonne ale ja to lubię i moje zdrowie to lubi- stawy i kręgosłup odpoczywają, nerwy i ciśnienie od emocji nie skacze, puls nie galopuje. Jest ok. Obym tylko chudnąć zaczęła i jakąś pracę dodatkową znalazła. Na razie potrzebuję szybko na stół do kuchni zarobić, żeby na Święta był i na książki. Niektóre tytuły chcę kupić szybko, bo to pozycje wydane dość dawno temu i boje się, że znikną z księgarń. Mam też pilnie do kupienia niebieski chalcedon. Kamień jest mi potrzebny, bo chcę wspomóc tarczycę i czakre gardła.
Z diety nie rezygnuję. Z ćwiczeń też. Problem mam z jogą, bo od podłogi strasznie ciągnie. Nie wiem co będzie zimą. Czarno to widzę. Rower też się powoli poddaje, bo coś w nim zaczęło strzelać gdy pedałuję. We wtorek Krzysiek kupił mi parówki sojowe i kiełbaski. Mają bardzo dużo białka. Chciałam też tofu ale nie było.
Menu: Placuszki Dukana, kotleciki z batatów z sosem z kostki sojowej i pieczarek, jajka z warzywami i tuńczykiem, gruszka.