Ha! Po małym zastoju waga spadła, i to znacznie. Już tylko 800 gram brakuje do ustalonej wagi. Szkoda tylko, że nieszczęsne bryczesy dalej tkwią na miejscu. Tak samo boczki. Nie przeczę, że są mniejsze, ale ...
Dzisiaj dałam sobie dyspensę. Tzn. śniadanie I i II zjadłam wg. diety, zrobiłam zadane ćwiczenia, ale potem pojechaliśmy nad morze. Dawno nie widziałam tak zamarzniętego. Aj, ale by się galopowało...
Na lunch zjedliśmy po gofrze z bitą śmietaną, owocami i polewką adwokatową. Pychota ;)) Natomiast na obiadokolację po powrocie zamówiliśmy kebaba. Mój był na ostro, więc mam nadzieję, że metabolizm troszkę przyśpieszył i szybko spali te kalorie. Oczywiście pozostałe dietkowe propozycje na dziś zostaną nie skonsumowane. Nic to, warto było ;))
Dareroz
13 lutego 2010, 20:13to w Ustce tak bałtyk zmarzniety? Ja chcę do domu!!! Gratuluję wytrwałości i cierpliwości w małżeństwie i życzę czystej krwi miłosci ;) Pozdrawiam z drugiego końca Bałtyku ;)