Dni męczarni powoli się kończą i czuję się już dużo lżej niż ostatnio. Jutro sprawdzę co tam na wadze. Dziś robiłam kolejne podejście do placuszków. Tym razem spróbowałam zrobić je z mąki kukurydzianej i ryżowej. Nie były złe, ale wyszły jak dla mnie za twarde i nie chciały urosnąć mimo proszku do pieczenia. W sumie nie robiłam z jakiegoś konkretnego przepisu, więc miały prawo nie wyjść. Gdy znajdę w internecie jakiś fajny przepis, to zazwyczaj zapominam go zapisać i potem nie mogę odnaleźć, więc improwizuję, a efekt jest jaki jest. W końcu od czego jest metoda prób i błędów. Może Wy możecie polecić przepis na jakieś fajne placuszki?
Śniadanie (owsianka kakaowa z pomarańczą, wiórkami kokosowymi i słonecznikiem, zielona herbata)
II śniadanie (placuszki kukurydziano-ryżowe z sosem czereśniowym)
Obiad (spaghetti z tuńczyka, makaron pełnoziarnisty, woda)
Podwieczorek (kawa zbożowa, czereśnie)
Kolacja (pieczywo chrupkie graham, serek śmietankowy z ziołami, sałata, jajko, pomidor, szczypiorek, herbata ziołowo-owocowa)