Wczoraj zdarzyło mi się coś, czego nie doświadczyłam od 6 tygodni. Jakiś atak jedzeniowy. Fakt, byłam jakoś głodna. Od śniadania, którym się nie najadłam. Potem jakaś przekąska. Dotrwałam do obiadu i... popłynęłam. Zjadłam tak ogromną ilość jedzenia, że podaż kalorii to chyba mi wyszła tygodniowa. A przy tym miałam ochotę na wszystko: pizza, kubeł lodów, cała czekolada. Wszystko bym wchłonęła, ale nie mogę jeść mleka, więc zapchałam się tym, czym mogłam. Głównie chlebem z dżemem. Jakiś głód węglowodanowy mnie złapał. Dawno tak nie miałam. A już na wadze widziałam 54, 4. Tera szlag to trafił. Brzuch mnie bolał cały wieczór i zaczął wystawać ze spodni. Nie wiem, skąd ten atak. Czy może mój organizm wołał o brakujące witaminy, czy to na tle psychicznym Nie wiem. Ale przynajmniej wiem, że moja dotychczasowa dyscyplina dietowa jest warta docenienia. Jednak trzymanie się planu wymaga wyrzeczeń. Doceniam siebie bardziej po tym, co się wczoraj stało. Trudno, wynik jutro będzie pewnie plusowy. Teraz wiem, że dużo dla siebie zrobiłam chudnąc te 3 kg - to jednak nie jest takie proste. Doceniam siebie.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.