Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
odpuściłam bo wariuję


Hej kochane.

Dawno nic nie pisałam. Czasu brak. Mam tak wypełnione dni, że i 48 godzinna doba byłaby za krótka.

Duzo sie u mnie działo ostatnio i pewnie do konca roku tak będzie, ale nie o tym chcę pisac...

Zalogowałam się na Vitalii w sierpniu. Pełna nadziei i optymizmu. Do grudnia waga miała pokazywać 55 kg. Nadszedł ów wyczekiwany grudzień. 5 miesięcy walki, zakup rowerka stacjonarnego, dieta Vitalii, przestrzeganie zasad, 5 posiłków dziennie, liczenie kalorii, przestrzeganie zasad niełączenia, odmawianie sobie przyjemności, chipsów, słodyczy, akloholu, wylewanie siódmych potów na rowerku średnio 3x w tygodniu , krzatanie się wkoło domu, koszenie trawników latem, odgarnianie tony sniegu teraz... I na co to wszystko??? Chwilowo było 60 kg. Byłam wtedy pełna optymizmu... mój organizm się zbuntował. Wysiadłam fizycznie. 1000kcal dziennie okazało sie nie do zniesienia dla mojego organizmu. Straciłam siły. A ja nie moge sobie na to pozwolić. Sama z dwójką dzieci i całym domem do ogarnięcia... Zwiększyłam zapotrzebowanie kaloryczne do 1200 kcal. Dalej walczyłam. Przed którymś @ waga podskoczyła do 63 kg. Pomyslałam ok, skonczy się okres, waga spadnie... Nic z tego, nadszedł nastepny @, waga dalej 63 kg... teraz jestem przed kolejnym @ i kilka dni temu ważyłam dalej 63 kg. Im więcej sie staram, pilnuję, tym gorzej.

czuje że się zakręciłam w tym dietowaniu. Dlatego odpusciłam liczenie kalorii itd... Dalej jem to co jadłam, ale już bez nacisku ze nie wolno, ze jeszcze nie nadeszła pora posiłku... Jem. Kiedy chcę. Żoładek się skurczył więc nie jestem w stanie dużo zjeść ale jem bez wyrzutów sumienia, że jeszcze nie czas. Nienawidze kiedy mi kiszki marsza grają, wtedy juz wogóle nic nie jestem w stanie zrobić. Nie moge tak zyc. Przestałam sie ważyc. Odpuszczam. czuje że moja psychika daje mojemu ciału błędne informacje. Im więcej sie staram, tym skutek jest odwrotny. Im wiecej myśle co mam zjeśc ile kalorii i o której godzinie tym bardziej jestem głodna, tym grubsza widzę sie w lustrze tym większą mam schize wyciągając spodnie z szafy z obawą ze w nie nie wejdę.

Wiem, że są na tym portalu osoby, które maja dużo większy problem  niz ja, wiele by dały aby miec moją wagę podzsiwiam je za determinacje i wytrwałośc. Dlatego postanowiłam odpuścić. Rower ma sie stac przyjemnościa, zdrowe jedzenie również. Nie będe sie stresowac zjedzeniem 100 kcal wiecej niz planowałam. Pije dodatkowo sobie zioła ojca Klimuszki które ułatwiaja mi trawienie. I zobaczę co będzie dalej. Nie dopuszczę aby waga podskoczyła, ale nie bedę tez wariowac bo MUSZE miec 55 kg. Nie muszę. Jestem jaka jestem. Postanowiłam zaakceptowac swoje cialo takie jakie jest. Trudno. Nie mam juz 18 lat, mam za soba dwie ciąże , w wyborach miss tez nie zamierzam startowac.

Miłego, bezstresowego dnia i przyjemności z odchudzania, dietowania i zycia:)

  • kicia256

    kicia256

    13 grudnia 2010, 10:20

    Czytałam Twój wpis jakby on był mój!!!!! Ale ja wracam do 66kg i już wtedy siebie nie akceptuję i ZNÓW zaczynam sie odchudzać,choć cały czas jestem ''na diecie''!! Normalnie koszmar!!! Ale moim celem jest 60kg i to jest moje marzenie a cóż życie bez marzeń jest warte? Miłego dnia. Ania

  • isiaste77

    isiaste77

    9 grudnia 2010, 14:56

    Widzisz - ja bym dała się pokroić za Twoją wagę!!Przy 166 cm wzrostu mam 76 kg :((((( No i jakoś żyję, choć co to za życie...;) Życzę powodzenia i samych przyjemności:)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.