Każdy, kto stara się racjonalnie jeść, wie, że wigilijne potrawy to wyzwanie. Ja co roku mam ich kilka. Zazwyczaj w pracy dwie, w tym roku z jednej się wymigałam, jutro mam właśnie tę drugą i tu już ten numer nie przejdzie. Potem zazwyczaj są jeszcze dwie- u jednych i drugich rodziców. Rozpusta. W tym momencie jestem już na takim etapie diety, że łatwo mi z czegoś zrezygnować, ale jak mnie zbombardują te wszystkie zapachy na raz, to nie ręczę za siebie. Ciast mi nie szkoda, choć kocham słodkości, ale te różne wariacje rybą po chińsku albo po grecku, pierogi, które ubóstwiam, z tym może być problem. Motywacją do grzecznego zachowania może być właśnie dzisiejsza impreza. Jak mnie koleżanki w pracy zobaczyły w sukience, na szpileczkach, to był efekt wow. Poleciały teksty: faktycznie, teraz to widać, że cię ubyło. Holender jasny, znacie to uczucie, jak się japa szczerzy w duchu z satysfakcji: A co? Nie stać mnie? Człowiek się może poczuć jak małe wydanie superbohatera. Dla motywacji, częściej muszę się wybierać na imprezy:)
Wagowo, w tym tygodniu stoję w miejscu. @, i wszystko jasne w tym temacie. Napuchnięta jestem. Inna sprawa, że moja waga została przyłapana na oszukiwaniu. Po ostatnim ważeniu był spadek, a potem następnego dnia, bez powodu nagle skok. Coś mi się to podejrzane wydało. Wyjęłam jej baterie, ustawiłam swoje parametry jeszcze raz i okazało się, że faktycznie. Pokazywała wcześniej wagę z wcześniejszego ważenia, bo tę akurat zapamiętała. Zmienię baterie. Może już szwankują i stąd takie cuda się dzieją. Jutro 2 tydzień mojej osobistej drugiej rundy. Jak rano zdążę, to będzie mierzenie.
roogirl
17 grudnia 2015, 22:31Jakie tam wyzwanie. Ja na kolację jem wtedy wszystko i po całodziennej głodówce wbrew pozorom jakoś bardzo dużo nie wchodzi :)