Po piątkowym wyskoku (nieplanowany tłuszcz i jedzenie po 19) waga najpierw się zatrzymała, potem skoczyła 30 dag, a teraz spadła o 40 dag. Zero stresu. Na dietę nastawiłam się długofalowo, więc nie załamuję rąk. Cel jest bardziej realny niż dotychczas, więc walczę dalej. Czy można to nazwać walką? Dieta przyjemna, jem smaczne rzeczy, najadam się, ćwiczę, kiedy mam czas. Czym tu się więc stresować? Każda dieta mogłaby być taka przyjemna.
Rozmawiałam dziś z przyjaciółką, która ma bardzo dużą nadwagę. Zasugerowałam, by się przyłączyła. Zaśmiała się i zbagatelizowała. Co poradzić? Jeszcze nie dojrzała do tego wyzwania. Może kiedyś? Każdy musi znaleźć swój moment.
W tym tygodniu w 3 fazie, zamiast brązowego ryżu ugotowałam do obiadu pęczak. Pyszny, ale ciężko się po nim czułam. Możliwe, że zadziałało tak też mięso wołowe. W kolejnym tygodniu sprawdzę. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Zrobiłam kolejne zakupy uzupełniające kuchnię o dodatki typu: ocet balsamiczny, olej sezamowy. Poprzedni humus zrobiłam bez tego oleju. Nie był tragiczny, dobrze to wiedzieć, gdyby zdarzyły się biedniejsze czasy;) Jakie to szczęście, że nie muszę orzechów kupować. Ciocia zaopatrzyła mnie w dwie reklamówki orzechów włoskich. Wielki buziak dl niej:)
roogirl
4 grudnia 2015, 00:43Dokładnie, widocznie jeszcze nie sięgnęła dna. Może kiedyś, może nigdy. Najważniejsze, że ty sobie dobrze radzisz. Zazdroszczę tych orzechów włoskich, świeżo łupane są świetne do owsianki. Ja swoje już zeżarłam, a też miałam cały karton. Pozdro.
aniab2205
5 grudnia 2015, 07:38Nie wpadłam na to, by dodać orzechy do owsianki. Fajny pomysł, dzięki za podpowiedź. Faktycznie takiej ilości orzechów sama bym sobie pozazdrościła. Kochana rodzinka, zawsze można na nią liczyć. Na przyszłość są jednak plany zasadzenia własnego drzewka. Jest gdzie, a własne orzeszki, czy owoce to podwójna frajda.