Czas leci mi tak szybko, że przestaję myśleć o tym, że jestem na diecie. Planuję posiłki, staram się kontrolować ilość wypitej w ciągu dnia wody i tak jakoś w krew mi to wszystko weszło. Po wpadce z marchewką, o zgrozo, gotowaną, więc o największym indeksie glikemicznym, bardziej zwracam uwagę na wybierane produkty. Tego samego dnia miałam też potężny stresior i waga zareagowała lekkim podskokiem- 30 dag, ale jednak. Dzisiaj znów spadek, więc miłe zaskoczenie, bo to 2 dzień na fazie 3., a poprzednio w tej fazie moje ciało się stabilizowało, a nie chudło. Przyznaję, to daje dużego kopa.
Znów zabrakło mi motywacji do ćwiczeń siłowych. Jutro ostatni dzień 3. fazy. Może chociaż na ćwiczenia rozciągająco- rozluźniające znajdę chwilę czasu.
Mała uwaga na temat picia wody: wydawało mi się, że wypijam te 2 litry dziennie, ale postanowiłam sprawdzić. Kupiłam litrową butelkę mineralnej i teraz co dzień rano napełniam ją wodą z pięciolitrówki i zabieram do pracy. Staram się ją tam opróżnić, ale łatwo nie jest. Drugą próbuję wypić w domu. Tu się właśnie sprawa wydała. Nie wypijałam tych dwóch litrów. Piłam dużo, ale nie aż tyle. Wg wymagań Pomroy, przy mojej wadze powinnam wypijać 2,5 l dziennie. Tutaj dałam więc plamę, ale staram się to nadrobić. Efekt jest taki, że między posiłkami nie czuję się już taka głodna.