Weekend spędziłam razem z moimm wiarołomnym ex u jego rodziny na wsi. Okazja smutna- pogrzeb jego babci, nie jest miejscem ani czasem do załatwiania wzajemnych porachunków- a więc zawieszenie broni. Okolica przecudna, zawsze kochałam tam jechać, na uboczu od czegokolwiek. Po tej trudnej sobocie, po pogrzebie, kiedy się nabiegałyśmy przy organizacji stypy (stypy na wsi to małe wesela na 50 osób), kiedy poszlismy po zmroku na łąkę, a gwiazdy nam spadały nad głową jedna za drugą ( Perseidy w końcu) i wszystko się składalo w najromantyczniejszym kierunku, kiedy mówił o miłości, o zalu za grzechy, namiętności- deklaracje jak się będzie starał ile dla mnie zrobi- no i oczywiście JAK PIĘKNIE WYGLĄDAM, jakaś taka inna jestem, że nie może oczu oderwać, moje myśli poleciały w gwiazdy... Pomyślałam właśnie, że straciłam tylko pięć kilo, spłaszczył mi się brzuch, ale pozbywam się przy okazji biustu. W ciągu niecałego miesiąca straciłam tylko 5 kg, ale rozmiar moich piersi zmniejszyl sie z C do B. Planując schudnąć jeszcze jakieś ponad dwie dychy..... Dopowiedzcie sobie same.... Co do diety? Takie okazje przyznajmy sie nie sprzyjają diecie.A w sobotę wypadał mój dzień wolny od diety. Jednak malo co zjadłam, bo nie miałam czasu, pozwoliłam sobie w niedzielę, jednakże pojawił się u mnie nowy objaw- SAMOKONTROLA. Coś cudownego...
I w tym kierunku hulały moje myśli, gdy mój ex produkował się nad przeprosinami i wyznaniami.A gdyby te gwiazdy miały prawdziwą moc spelniania życzeń, eh.... Magiczna noc. Kiedy jeszcze kilka tygodni temu myślałam,że się nie podniosę, że to dno dna cwiczyłam i płakałam, płakalam i ćwiczyłam. Efekty przychodzą szybciej niż myślałam, potzrebowałam nie myśleć o tym co będzie dalej, tylko mogłam planować każdy kolejny dzień. Myślałam, ze to dno dna, a jednak nie! Nie jest ok, ale pierwszy ruch w górę, pierwszy objaw powrotu do normalności.
Wracając do diety, to generalnie wcale nie jem pieczywa, makaronu i ziemniaków. Wczoraj zjadłam dwie kromki z wędliną a do obiadu jednego ziemniaka i skrzydełko z sałatą z pomidorami. Wieczorem piwo. Dziś podobnie jak tydzień temu nie czuję się komfortowo jeśli chodzi o układ pokarmowy. Dość ciężko i nie mogę się doczekać, aż pozbędę się tego uczucia. Czyli mogę wnieść pewne wnioski do moich obserwacji.
1. Lepiej się czuję na diecie opartej na warzywach , nabiale, duszonym drobiu, rybach
2. Brakuje mi ćwiczeń, chociaż przy organizacji stypy też nieźle się nalatałyśmy.
3. Będzie mi brakowało moich piersi
4. Wytrawne wino czerwone jest dla mnie lepsze niż piwo.
5. Od kiedy nie jem słodyczy, kompletnie przestało mi ich brakować, podobnie z makaronami i zóltym serem
6. Podoba mi się ta droga i ten kierunek
grubatrzydziestka
15 sierpnia 2013, 12:13wino jest najlepszym alkoholem :) ja z makaronu nie zrezygnuję, ale od trzech tygodni nie tknęłam jasnego chleba, coli i słodyczy - i wiesz co? nie mam na nie ochoty! pozdrawiam
proomyczek
13 sierpnia 2013, 10:52ojj wino czerwone ^^
MartaJarek
12 sierpnia 2013, 12:14zgadzam się z każdym punktem :)
Hacziko
12 sierpnia 2013, 11:43masz racje wyeliminowanie pewnych składników jest najlepszym rozwiązaniem, ja staram się nie jeść białego pieczywa i ziemniaków, z makaronem nie mam problemu bo za nim nie przepadam, ale zawsze można zamienić makaron mąkę ryż na te brązowe razowe. Chleb też albo razowy albo krakersy chlebowe które uwielbiam, natomiast wafli ryzowych nie polecam. Kurczę a ja jakoś nie mogę się przekonać do wina wytrawnego a podobnież działa korzystnie.