Tytułem wstępu zapraszam do mnie na forum:
https://vitalia.pl/forum24,884543,0_Jak-cwiczyc-z-zerwanym-wiezadlem.html
może ktoś z Was jest w podobnej sytuacji i podpowie parę rzeczy. Interesuje mnie co mogę, a czego nie? Póki co nie mam bezpośredniego kontaktu ze specjalistami, więc szukam podpowiedzi w sieci.
Jeżdżę na nartach od małego dziecka, zaczynałam mając 5 lat. To moja pierwsza i mam nadzieję ostatnia kontuzja. Wypadek wydarzył się w Austrii na jednym ze stoków alpejskich w Nassfeld. W ostatnim dniu szusowania przewróciłam się ze sporą prędkością i skręciłam prawą nogę. Diagnoza po wykonanym rezonansie magnetycznym, którą wcześniej wróżyli lekarze po zwykłym przebadaniu nogi, była dla mnie przerażająca: zerwanie więzadła krzyżowego przedniego oraz naderwanie więzadła pobocznego przyśrodkowego. Do tego ogromny ból przy każdej próbie poruszenia nogą, strach przed stąpnięciem na uszkodzoną nogę, by nie zepsuć jej dodatkowo. Najgorsza jednak była wizja, że już nigdy nie wrócę na narty, nie będę mogła zatańczyć rock and rolla itd. Wiedziałam, że konieczna jest operacja rekonstrukcji więzadła oraz ciągłe ćwiczenia na wzmocnienie mięśni, szczególnie tych w nogach. Minęło już trzy miesiące od wypadku. Chodzę powiedzmy, że normalnie. Czasem kuleję. Muszę świadomie stawiać kroki, by nie wykręcić nogi. Zerwanie więzadła wiąże się z niestabilnością kolana, co czasem boleśnie odczuwam. Nadal nie mam pełnego wyprostu w nodze, nie mogę też do końca jej zgiąć. Wszystko to naprawię za pomocą rehabilitacji (jeszcze nie mam na to możliwości) oraz samodzielnych ćwiczeń. Już czas by takie zacząć.
Wypadek dodatkowo uświadomił mi, jak ważny jest ruch i przygotowywanie się do takich wyjazdów na narty, jak moje. Wiem też, że nie mogę sobie pozwolić na przybranie na wadze, gdyż nie będzie to miało pozytywnego wpływu na moją osłabioną nogę. Kochani, kto przeżył coś podobnego, wie jakie uczucia i myśli krążą po głowie. Zaczęłam żałować, że wcześniej nie chodziłam częściej po górach, gdy mijał mnie ktoś uprawiający jogging, patrzyłam na niego z zazdrością, drżałam na myśl, co może mnie ominąć, nie rozumiałam, dlaczego wcześniej nie chodziłam na basen lub na fitness. Nagle doceniłam, jak cudownie być człowiekiem sprawnym, ile fajnych rzeczy można robić. Emocje delikatnie opadły wraz z gojeniem się nogi i ustępowaniem bólu. Ale sporo jeszcze przede mną, by osiągnąć dawną sprawność. Już przed operacją muszę ćwiczyć, by po niej nie zaczynać od zera (właściwie, to lekarz powiedział mi, że do operacji muszę odzyskać pełną sprawność ruchową, by mógł jej dokonać). Mam więc czas do grudnia (tutaj mogłabym dużo pisać o dobijających terminach w naszym cudownym NFZcie).
Jest o co walczyć
Powielam pytanie, jak ktoś z Was radził sobie w takich sytuacjach?
Pozdrawiam. Życzę żadnych kontuzji. Ania.