Wszystko było na Nie. Nic mi sie nie podobało, wszystko drażniło i było nie tak.
Za wolno chudnę, nawet jak mi się uda to po co i tak świata nie zawojuje, ćwiczyć - nie, P - nie. Zwątpiłam nawet w sens za mąż pójścia i powiadomiłam o tym P., który stwierdził, że aż tak źle to chyba nie może być. Jedyny pożytek z takiego dnia to to, że wcale jeść mi się nie chiało i ledwo, lewdo pochłonęłam 1009kcal w ciagu dnia (zmusiłam sie do kolacji).
Humor poprawił mi się dopiero po 3h siłowni do której też sie zmusiłam. Aeroby wyciągają stres. Naprawdę humor tak mi się poprawił, że pomimo nadal nie ustającej pretensj do P i świata udało mi sie go przytulić. Oczywiście uznał to za wybaczenie grzechów.
Dzisiaj, cóż, humor o niebo lepszy, nie rewelacyjny ale lepszy a mi nic innego nie pozostało jak stawić czoła kolejnemu dniu.
sevenred
22 września 2011, 17:50za miłe słowa :)
takaja27
21 września 2011, 10:03to the club!!!!!
mate1
21 września 2011, 08:57Proponuje dzisiaj znowu siłownia albo inne wyciskanie potu ja jak jestem juz kompletnie zła na cały swiat tak ze wszystkich bym pozabijałą to zakładam dres i buty i ide biegać wracam jak nowo narodzona cały świat się do mnie uśmiecha to jest najlepszy sposób na złe dni