Jaka ja jestem niegrzeczna. Wczoraj niby dietka była. I już myślałam że wytrzymam ale mój mężczyzna miał wczoraj urodzinki i za jego zdrówko piwko wypiłam i kilka chipsików zjadłam. A już 21 była. Niby jak policzyłam kalorie z tym piwem i pysznymi chipelkami to mi wyszło niewiele ponad 1300, więc nie mam mocno wyrzutów sumienia. I cel był szczytny :)
Ale kara musi być. Zaczełam a6w. Ciekawe ile wytrzymam. Wczoraj był pierwszy dzień. Zwykle padałam po 5 dniach i mój brzuszek był mi zwykle za to wdzięczny, bo zakwasiki to ja mam potem nieziemskie. Ale teraz zaczynam z nastawieniem na maksa, czyli całe 42 dni. Fajnie by było gdybym umięściła ten mój worek. Wydrukowałam sobie tabelką z seriami i zakreślam zaliczone dni ćwiczenia, jak bym siedziała w kiciu odliczając dni do wyjąścia na wolność.
Powiem szczerze ze zrobiłam sobie wczoraj zdjęcie typu przed... metamorfozą. Wczoraj jak je zobaczyłam to cel tej diety i męczarni był BAAAAArdzo wyraźny. Gigantyczny poprostu. Zgroza. Postanowiłam, że jeżeli będę miała ochote na słodkie lub na chipelki które kocham to spojrze na te zdjęcia. Z pewnością każdemu by się odechciało.