I znów poniedziałek.... ale zaczął się całkiem spoko, tzn. odważyłam sie wejść na tę moją wagę nieszczęsną i jednak nie jest tak źle jak sie spodziewałam. Rewelacji tez żadnych nie ma no ale. 1,2 kg w plecy, to raczej nie źle. Ale chudnę wolniej niż planowałam.
Wczoraj pogodziłam sie z moim rowerkiem. 1000 kcal spalone i postaram się tak do końca miesiaca no i zobaczymy czy coś sie poprawi czy też niepotrzebnie się nakręcę.
mate1
15 lutego 2010, 09:27Gratuluje spadku wagi , ale wrócę do poprzeniego wpisu. Ja kiedyś też zamartwiałam sie wieloma żeczami na raz i do tego każdą sprawę dość mocno analizowałam upatrując wszędzie moją winę i przyczynę W ten sposób można wpaść tylko w głęboką deprechę. Teraz martwię się tylko o zdrowie mojej rodzinki i moje i o pracę. Bez zdrowia i kasy nic nie da się zrobic reszta zależy tylko od mojego zaangarzowania. Życzę słońca i mniej zmartwień.