Dzisiaj obudziłam się o 6.45, i kręciłam sie po domu do 7.30 kiedy to mama zawiozła mnie do parku, gdzie miał niby odbyc się bieg, ale po dojściu na miejsce okazało się że jest pusto! Zaczęłam kminić że przecież tu miało być i że nigdzie nie było napisane adresu miejsca. Poszłam do drugiego praku co zajęło mi 40 minut i voila, tam stoi markiza i wsio! Zarejestrowałam się, dostałam koszulkę i dalej do pomagania!
Bieg był wspaniały, atmosfera cudowna i wzruszająca bo wiele osób biegło dla upamiętnienia bliskich mam, babć, cioć, sióstr, przyjaciółek, kuzenek które cierpiały, cierpią bądź wygrały walkę z rakiem. Widziałam wiele pań które popłakały się kiedy dobiegły do mety i naprawdę nie wyobrażam sobie tego uczucia, które musiało je opanowac kiedy uświadomiły sobie że uczyniły ten wysiłek dla swoich ukochanych osób i zdobyły się na niego! Wielkie zwycięstwo! Podziwiałam każda jedną osobę która brała udział. Mieliśmy dwa biegi, 5 i 10 km, na pierwszy stawiło się 1000 osób, na drugi aż 3000!
Przy pomaganiu było jeszcze kilkunastu innych wolontariuszy, wiadomo, wielkie wydarzenie. Jeden facet, chyba troszkę był niedorozwinięty, nie mówię tego ze złością czy coś, ale śmiał się w taki sposób że jego smiech był głośny i sztuczny i nie obejmował oczu. A potem zapytał czy chcę z nim iść do domu kiedy miał wyskoczyć po jakąś kurtkę O.o powiedziałam nie i zmyłam się. Było jeszcze małżeństwo z nastoletnią dziewczyną, typową głupiutką ale pyskatą brytyjką. Ojciec bardzo się wszystkim przejmował i nami dyrygował co zabiło zabawę z początku. Na koniec drugiego biegu zwiałam zanim zrobiło się dziwniej.
Można zdjęcia obejrzeć w galerii radia Heart które było obecne: http://www.heart.co.uk/northants/events/photos/race-life-northampton-5k-2012/
Jedzeniowo to czuję że było tak sobie bo chyba za dużo zjadłam. Niby pracowałam cały dzień, a potem szłam do domu ok 2 godzin plus 30 minut marszu rano, ale mimo wszystko miałam wielką chęć na ser cheddar i zaszalałam z nim:P Jutro zrobię sobie dzień bez chleba i makaronu, i jakoś pójdzie:)
Dzisiaj zjadłam:
śniadanie (tutaj poczułam że zjadłam o kanapkę za dużo :/ następnym razem zrobię sobie więcej sałatki zamiast druga kanapkę) 2x kanapka z warzywami, serem i fasolką w sosie pomidorowym
Lunch: pieczony ziemniak z tuńczykiem, czarna herbata z mlekiem
Kolacja: risotto z serem cheddar i szpinakiem na wierzchu
Przekąska: pół szklanki truskawek, mrożone toffee i jogurt naturalny; 2 ciastka czekoladowe
Mogłam sobie odpuścić te przekąski słodkie! Nie wypiłam dzisiaj dużo wody bo nie miałam jak, teraz dopijam trzecią butelkę.
Wszystkie panie które biegły dzisiaj prawie zainspirowały mnie do ponownej próby joggingu, ale potem na scenę wyszła instruktorka aerobiku i prowadziła dwie rozgrzewki przed dwoma biegami. Jaka zajebista babka, naprawdę żywiołowa, uśmiechnięta, kawały opowiadała, i tak płynnie się poruszała! Kiedy mama i siostra pojadą do domu a taa wróci do pracy z urlopu będę sobie robiła sesje aerobikowe w salonie!! :D I na pewno zacznę więcej chodzić zamiast jeździć autobusami, postanowiłam sobie że jutro pójdę do miasta na piechotę bo mogę:D
Mam nadzieję że dietkowanie idzie wam dobrze :DDD
Buźka!