Mam już tego dość! Jak jest dobrze i nastrój dopisuje to zawsze szybko musi się skończyć i następuje dłuższa faza użalania się nad sobą. Czuję, że życie przelatuje mi jak piasek przez palce. Nie potrafię tego ogarnąć! Mam ochotę zawinąć się w kłębek w jakimś ciemnym pomieszczeniu i po prostu przespać swoje życie. Jest takie wyblakłe, nic w nim się nie dzieje, szara rutyna i tyle. Ale czemu narzekam?! Przecież to MOJE życie! To ode mnie zależy jakie ono jest. Dlaczego, zamiast narzekać, nie zacznę działać żeby czuć się dobrze, szczęśliwie i spełnionym?!
Tak, potrzebuję porządnego kopa w tyłek! Bo inaczej zmarnuję swoją młodość! Co ja będę wspominała na stare lata? Wieczne użalanie się nad sobą, kompleksy i smutek związany z samotnością chyba... Nie chcę tak!
Ruchowo nie jest źle. Średnio 3x na tydzień coś większego sobie organizuję. Raz siłownia, innym razem basen albo bieganie na świeżym powietrzu. Wszystko oczywiście trwające min 1h.
Co do odżywiania... Zrezygnowałam z zupek dla niemowląt. To jest ohydne! Nie wiem, jak te maluchy mogą to jeść więcej niż raz dziennie. Głodna może i po tym nie byłam, ale ten smak... albo raczej brak smaku sprawiał, że miałam odruchy wymiotne, blee... A ludzie stosują tzw. dietę słoiczkową i wsuwają takich 10 słoiczków dziennie. Wolę normalne jedzenie, zdecydowanie :)
Moja walka ze słodyczami trwa nadal i idzie mi coraz lepiej. Na ostatnim dyżurze nie skusiłam się na kawałek tortu. Odkryłam, że po grejpfrucie nie ciągnie mnie tak do słodkiego. Nauczyłam się robić omlety i teraz to stałe danie na śniadanie, gdy mam dzień wolnego. Najczęściej dodaję do niego otręby owsiane i cynamon. A na wierzch rozsmarowuję twaróg z powidłami, albo serek wiejski. I jest naprawdę sycąco ;)
A waga... stoi w miejscu. Dobija mnie to, ale myślę, że muszę ten okres jakoś przetrwać i dać ciału na przystosowanie się do nowych nawyków.
Zielona i czerwona herbata stale obecna w codziennym rozkładzie dnia ;)
pozdrawiam!