Ten dzień jest jakiś... mdły. Snuję się z kąta w kąt i nie wiem, co ze sobą zrobić. Nudzę się, ale nie aż tak, żeby zabrać się za naukę na jutrzejsze kolokwium. Zbliża mi się okres, więc mam dziką ochotę na coś słodkiego. Albo coś alkoholowego. Byłam w sklepie, jakimś cudem ominęłam półki ze słodyczami, słonymi przekąskami i piwami. Ale nie jestem z tego dumna, bo nadal mam ochotę zjeść coś kalorycznego i cholernie niezdrowego
Bilans:
śniadanie (10.30): bułka wieloziarnista z polędwicą łososiową, ogórkiem kiszonym, konserwowym i czerwoną papryką; jabłko
obiad (14.00): pizza na brokułowym spodzie z gotowanym kurczakiem, papryką czerwoną, pomidorem, papryczką ostrą, oliwkami zielonymi i czarnymi, połówką mozzarelli
podwieczorek (16.00): jabłko
kolacja (w planie:19.00): sałatka z kiełek, rukoli, sałaty, rzodkiewki, pomidora, z odrobiną jogurtu
trening: rest day