Idac do pracy minelam 2 babki kolo 50 na wozkach inwalidzkich. Zaczynala sie gorka. Zanim ukradli mi rower tylko do tego miejsca V dojezdzal potem juz pchal - nie mial sily pedalowac dalej... wiec widzac jak opornie im idzie pomoglam jednej dogonic drugi wozek ktory ich kolezanka wpychala na gore.. bylo to calkiem zabawne bo szybko nadrobilam odleglosc a babka zaczela pokrzywikac do kolezanek - co sie tak wleczecie, szybciej jechac;))) takze moze do piekla nie pojde...
W pracy bardzo mila niespodzianka - nie dosc ze nie musialam tam gnic do konca zmiany tylko wyszlam 2h szybciej to w sob zamiast zamykac dostalam znowu lunch, z ktorego moglam znowu szybciej wyjsc. Co z tego ze pracowalam w dzien wolny - w sobote skonczylam prace o 15 i mam 2.5 dnia wolnego hahahaha.
z okazji niedzieli - i niebudzenia V, zrobilam racuchy na sniadanie.z bananmi i z jablkiem. Do tego jogurt owocowy i niebo w gebie!
jest tak ladnie ze chyba wstawie pranie i ide do parku czytac ksiazke. Nie ma co siedziec w domu.