Hei hei,
Tym razem, po bardzooo dlugiej przerwie witam sie z Wami z Norwegii..Jak tak patrze na to co pisalam ostatnio i o zgrozo na wage z tego czasu to tylko rece zalamac i kielicha sobie walnac, Tyle pracy, tyle wyrzeczen i wszystko szlag trafil. Bo sie nie chcialo. Wymowek moglabym znalezc wiele, ale po co.
Nowy kraj, Norwegia.. Nigdy nie myslalam ze bede tu mieszkac, Na wakacyjny wypad to czemu by nie, ale na stale? A jednak. Zycie pelne jest niespodzianek. W lipcu spakowalam kartony (a bylo ich kilka) wyslalam wszystko do Oslo i oto jestem. A wlasciwie jestesmy:)
Dziwne to uczucie gdy nagle z dzielenia domu z kompletnymi nienzajomymi masz nagle cale mieszkanie dla siebie. Co prawa do niecale 40 m2, ale po zyciu 4 lata w jednym pokoju jest tyle mozliwosci gdzie mozna rzcucic ciuchy i zrobic burdel ze sobie mozecie tylko wyobrazic:)) Wolnosc jest bezcenna.
Moj narzeczony (bo ksiaze padl na kolana w czerwcu:D) tuz po moim przyjezdzie stwierdzil ze bardzo szybko zapomne o londynie i bedzie to tylko jakies mgliste wspomnienie ostatnich lat zycia w ciaglym biegu, martwienia sie czy starczy nam pieniedzy, dlugow do splaceniai pracy po 12h na dobe... wtedy sie smialam ..dzis musze sie zgodzic. Ostatnie 4 miesiace daly mi perspektywe.
A skoro juz sie ogarnelam jako tako, wracam na wlasciwy tor. Waga mnie przeraza. Doslownie jak o tym pomysle to motywacja jest. Zapisalam sie na silownie. Wczoraj bylam pierwszy raz. Tylko na cardio zeby choc troche sie rozruszac przed zajeciami.... dzis nawet zebra mnie bola... No ale 45min wycisnienie na biezni i wioslarzu. Jutro kolejny trening:)