Podsumowanie powinno było się pojawić w poniedziałek, ale jak widać mam małą obsuwę... Obiecałam sobie nie odkładać rzeczy w nieskończoność, tak więc od razu po powrocie z biegania, siedzę spocona przy biurku i klepię w klawiaturę.
W ciągu pierwszego tygodnia niewiele zmieniłam, bo tylko wdrożyłam bieganie. Dwa dni biegam (to bardziej marszobieg niż bieg🤪) i jeden dzień odpoczywam. Aplikacja pokazuje, że w poprzednim tygodniu miałam 5 dni treningowych, przebiegłam łącznie 37 minut, przeszłam 82 minuty i spaliłam 803 kcal. Jestem z siebie dumna, że wytrwałam, ale jednocześnie trochę mi żal, że zaprzepaściłam to, co osiągnęłam w poprzednie lato. Wtedy za jednym razem przebiegałam więcej niż teraz w ciągu całego tygodnia. No cóż. Wierzę, że tego lata też dojdę do takiego momentu.
6 czerwca ważyłam 70.2kg, a 13 czerwca ważyłam 70.2kg, czyli ubyło mnie dokładnie 0kg. Moim zdaniem to całkiem dobry wynik. To sto razy lepsze niż wzrost wagi, a marszobiegi to niezbyt wielka zmiana, więc cudów się nie spodziewałam. Poza tym mój przeorany przez różnorakie diety organizm niezbyt chętnie oddaje skrzętnie gromadzony tłuszczyk, więc jestem cierpliwa.
Postanowiłam także bardziej skupić się na pielęgnacji twarzy. Tak więc codziennie od ponad tygodnia, bez względu na to, jak bardzo zmęczona jestem, dokładnie oczyszczam i nawilżam twarz przed snem. Lada chwila zaczyna mi się okres, więc planuję wzbogacić mój zestaw kosmetyków o olejek tamanu. Podobno skutecznie zapobiega pojawianiu się wszelkich wyprysków, a moja twarz zawsze przed okresem przypomina pole minowe. Czy ktoś może próbował i może dać znać czy faktycznie działa?
W tym tygodniu dalej ćwiczę i pielęgnuję twarz. Zaczęłam regularnie uczyć się hiszpańskiego, angielskiego i wreszcie wzięłam się za porządkowanie szafy. W poniedziałek dam znać, jak mi idzie. Powodzenia wszystkim!