Cóż, ostatki. Każde wytłumaczenie jest dobre
I prawie żadnego ruchu, bo dopadło mnie wredne przeziębienie i słaba jestem jako ta żaba z dowcipu.
Chociaż mimo choróbska nie odpuściłam sobie wczorajszej milongi. Nogi mnie dziś bolą, znaczy się potańczyłam. Ludziów było ponad 40. Biorąc pod uwagę trudne początki, kiedy bywały ze 4 pary, to tłum. Więcej i tak by się nie zmieściło, bo sala już by nie wytrzymała. Sporo osób przyszło, żeby popatrzeć, są jeszcze zbyt niepewni, żeby sami zatańczyć. Jak patrzą, wydaje im się, że oglądają mistrzów, a tak na prawdę sami w tańcu też wyglądają świetnie. Mojemu księciu małżonkowi najbardziej się podoba to, że coraz mniej osób próbuje na parkiecie wykonywać kroki z tango nuevo, które są po prostu zbyt niebezpieczne na milondze. Widać, że po prostu tańczą dla przyjemności, tak jak my, słuchając muzyki. Nam na początku też muzyka nie przeszkadzała w wykonywaniu zaplanowanych pas
Szkoda, że nasi przyjaciele nie dają się namówić nawet na popatrzenie. Kiedyś dawno temu razem zaczynaliśmy na kursie w 5 par, tylko oni się zniechęcili a nawet praktycznie znielubili tango. Szkoda, że błędy prowadzącego kurs mają teraz dla nich takie konsekwencje. My to co innego, my byliśmy zawzięci i szukaliśmy swojej drogi do czerpania przyjemności z tanga. Oni nie byli tak zdeterminowani. Chociaż gdyby nie upór księcia małżonka, u nas skończyłoby się tak samo. To jednak partner musi mocno chcieć. Partnerka po prostu daje się prowadzić