Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Chyba muszę przystopować...
21 lutego 2007
Dzisiaj rano oczom nie wierzyłam, jak zobaczyłam 86,1 kg. Dlatego zmieniam tylko w historii. Z resztą postanowiłam, że na pasku będę zmieniać tylko raz na tydzień, wtedy kiedy pani Joasia każe się ważyć. Wiem, że nie powinnam codziennie stawać na wagę, ale to tak korci... Na razie mam wolne, więc mogę trochę więcej poćwiczyć. Nie wiem co będzie, jak wrócę do pracy. A teraz mogę zażyć również przyjemniejszych i ciekawszych form ruchu niż tylko pedałowanie na rowerku. No przepraszam, nie mam tu na myśli tanga z mężulkiem. Dzisiaj np. byliśmy całą rodzinką w Mikołajach na basenie. Pół godziny ostrego pływania, potem jakieś pluski, pluski z dzieciakami w różnych basenikach z atrakcjami. A potem jeszcze pół godzinki hydromasaży. Miodzio! :) Wymoczyłam się za wszystkie czasy. Taki aguapark powinien też być w Olsztynie. Wstyd, że nic takiego nie ma, tylko jeden zapyziały basen sprzed trzydziestu paru lat. A takie masaże i pływanie, dobrze robi na obwisłą skórę po odchudzaniu. No nic, pomarzyc dobra rzecz...
labiryntus
22 lutego 2007, 16:12też jestem na początku diety i najchętniej ważyłabym się co godzinę...;-) ale od poniedziałku wracam do pracy i myślę, że będę zachowywała się bardziej racjonalnie...
ewaneczka
21 lutego 2007, 19:26Wiem jak jest z tym ważeniem. Też na początku ważyłam się codziennie, baaa... nawet kilka razy na dzień. Teraz wchodzę na wagę raz na tydzień (choć wciąż kusi częściej:). Co do koktajlu z herbalife, robię go na jogurcie i wodzie i wiem że jest zamiast posiłku:) Nie kupiłam sobie błonnika. Zobaczę jak na tym wyjdę;) Pozdrawiam