Całkiem nieźle sobie dziś poradziłam z dietką, Muszę przyznać, że jak trzymam się rozpiski, to wcale, ale to wcale nie muszę podjadać. Po prostu mi się nie chce. Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić, zeby jeść częściej. Dzisiaj znów nie starczyło mi czasu na kolację. :) Nie wiem czy to dobrze.
Pączków już dziś nie ruszałam, mimo, że leżały razem z górą faworków. Byłam twarda, bo pamietałam wczorajszego moralniaka.
A troche się poruszałam: odkurzanie i inne takie piątkowe czynności, 1,5 godz. tanga z mężulkiem (wreszcie doszedł do siebie po lodowisku i kręgielni), no i niestety tylko 20 min. na rowerku, bo już więcej rodzinka nie pozwoliła. Mieliśmy zaplanowany wieczór filmowy.
Jutro idziemy do knajpki, w której można potańczyć do rana. Kolega z chóru świętuje urodziny i rocznicę śpiewania. Zatem będą tańce i śpiewy. Lubię to :) Jedzenia nie będzie, ale piwko sobie strzelę, a co! I tak je wypocę!