Postanowiłam, że będę się ważyła co tydzień. Tak chyba najlepiej widać progres. Póki co udaje mi się chudnąć 0,5 - 1kg/tydz. także wszystko zgodnie z planem :) W tym tygodniu nie do końca trzymałam się planowanej ilości kalorycznej. Staram się jeść 1500kcal, ale w ciągu tych ostatnich kilku dni byłam jakaś bardziej głodna i zwykle wychodziło koło 1600 -1700 kcal. Dlatego trochę się bałam wejść dziś na wagę, a tu proszę, wszystko ok :) Mega się cieszę, już prawie 5 kg! a to oznacza 1/3 za mną! Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że dieta sprawia mi mega dużo frajdy. Wyszukuję fajne przepisy, pichcę sobie górę jedzenia, które nie dość, że mi smakuje to jeszcze pomaga mi schudnąć. Czego chcieć więcej?
W październiku wpada do mnie przyjaciółka, która mieszka w innym mieście. Do tego czasu powinno mnie być około 10-12 kg mniej. Mam nadzieję, że się uda i K. mnie nie pozna :)
To zdecydowanie nie jest odpowiednie miejsce na takie tematy. Nie chcę rozmawiać o tym z przyjaciółmi, bo już dawno powinno przestać mnie to obchodzić i pomyślałam, że jak o tym napiszę to może zrobi mi się lepiej?
Zdarzyło Wam się kiedyś, że rozstałyście się z kimś kto twierdził, że nie chce związku, że to nie jego styl życia, że woli szaleć, a chwilę później poznał miłość swojego życia? Parszywe uczucie. Wydaje Ci się, że jest coś z Tobą całkiem nie tak.
On naprawdę taki był. Szalał, ja szalałam razem z nim, ale w pewnym momencie zechciałam czegoś więcej. On nie. Zakończyliśmy to. A kilka miesięcy później poznał Dziewczynę. Dzisiaj nasi wspólni znajomi dodali na FB zdjęcia z Ich ślubu.
Na co dzień nie myślę o tym jak **ujowo wygląda moje życie uczuciowe, ale dzisiaj te zdjęcia zmieniły całkiem fajny dzień we łzy.
W poniedziałek obudziłam się ze ściśniętym żołądkiem. Jakoś tak stresował mnie powrót do pracy po urlopie. Zupełnie nie wiem czemu, bo naprawdę lubię moją Firmę, to co robię i ludzi z którymi pracuję. Pierwsze trzy dni przeszły mi pod znakiem małej pourlopowej depresji :D, ale nie było tak źle, zaległe maile machnęłam w 1 dzień i we wtorek mogłam już pracować normalnym rytmem.
Zastanawiałam się jak to będzie z dietą w pracy. Najczęściej nosiłam swoje własne obiady do pracy, więc z tym nie było problemu, bo to żadna nowość. Miałam jednak często tak, że po stresującym dniu pałaszowałam różne rzeczy po powrocie do domu, które nie koniecznie należą do kategorii zdrowych. Chyba, że ktoś fryty i lody wrzuca do takiej grupy produktów :) no i non stop ktoś przynosi do biura jakieś małe diabełki. "A czekoladkę może zjesz?", "Idę po lody, kto chce?", "Zamawiamy pizzę, masz ochotę?", ale o dziwo zupełnie mnie nie ciągnie do złego jedzenia. Jestem z siebie mega dumna, bo jeszcze miesiąc temu nie potrafiłabym się opanować.
Przez ten tydzień było mega gorąco. Powrót do domu na rowerze nie należał do tak przyjemnych jak jazda do pracy - o 7 rano nawet w bardzo upalne lato jest bardzo przyjemnie. Nie złamałam się jednak mimo, że wyglądałam jak burok i paliło mnie w gardle od tego gorącego powietrza. Chyba poprawiła mi się nieco forma, bo w zeszłym roku raczej bym padła na twarz w takich warunkach, a tu radziłam sobie całkiem całkiem :) Puchnące nogi jednak towarzyszyły mi cały tydzień :( Nie mogłam już patrzeć na te serdle, ale na to już chyba nic nie poradzę. Wyeliminowałam sól z diety praktycznie do zera, wodę też piję na hektolitrami. Muszę poczekać, aż upały miną i tyle
Kolejny tydzień to kg mniej! JUPI! kolejny krok na przód! Mega mnie to motywuje. Z twarzy zniknęli ostatni nieprzyjaciele, co mnie mega cieszy, bo wyglądałam bardzo źle. Niestety moja cera reaguje błyskawicznie na zjedzenie słodyczy czy czegoś smażonego na głębokim tłuszczu. Mogę więc śmigać bez pełnego makijażu, co jest zbawieniem w taką pogodę.
Wydaje mi się też, że moje dolegliwości dermatologiczne też nieco się zmniejszyły. Mam łojotokowe zapalenie skóry, którego niestety nie da się tak po prostu wyleczyć. Ostatnio jednak mniej mi doskwiera. Dieta chyba ma w tym swój udział :)
Mam nadzieję, że Wam też ostatni tydzień minął pozytywnie i z samymi sukcesami :) :*
To był impuls. Jak co niedzielę pojechałam na obiad do rodziców. W pewnym momencie wspomniałam, że bolą mnie kolana. Na co moja mama stwierdziła, że ostatnio bardzo przytyłam, że to z pewnością powód bólu... Przeraziłam się. Nie wydaje mi się, żebym była w aż takim stanie, żeby miało się to odbić na moich nogach, ale...
Wróciłam do domu i podjęłam od razu decyzję o zmianach. Tak się złożyło, że następnego dnia zaczęłam urlop. Tym razem nigdzie nie wyjechałam, dlatego miałam czas zadbać o siebie. Przekopałam internet w poszukiwaniu fajnych przepisów, wyliczyłam ile powinnam jeść kcal, żeby w miarę sprawnie schudnąć. Oprócz tego, jakiś czas temu koleżanka poleciła mi fitatu. Pomaga mi głównie w planowaniu posiłków. Każdego dnia staram się wysyłać przyjaciółce screena z wynikiem kalorycznym :) Ona odwzajemnia tę samą fotkę. To motywuje, jeśli widzę, że jej się udało, a mi akurat dziś nie.
Moim głównym środkiem transportu jest rower. Jak tylko zaczyna się robić ciepło, wsiadam na niego i pedałuję do pracy. W jedną stronę pokonuje dystans 10 km, więc suma 20 km to już coś :) gdy przyjdzie jesień, będę ćwiczyć w domu. Może spróbuję się zmotywować wcześniej?
Żeby postawić kropkę nad "i" postanowiłam wrócić na Vitalię. Już kiedyś tu byłam, ale wtedy nie miałam wystarczającej motywacji, ani planu. Teraz czuję, że się uda! :)
Mój urlop właśnie się kończy. W 2 tygodnie udało mi się schudnąć 2.5kg. Obawiam się jednak, bo w poniedziałek wrócę do pracy, przyjdzie stres, zabieganie... Muszę być twarda. Przede mną jeszcze 18 kg...