pisze dziś bo miałam ciężki weekend walki z samą sobą ech... wiecie jak to jest spotkanie rodzinne a nawet dwa podczas weekendu i każdemu tłumaczysz dlaczego nie jesz a to "pysznego torcika" a to "pysznej sałatki cioci" z dużą ilością majonezu rzecz jasna. Aaaaa miałam ochotę krzyczeć, ja tu dziarsko zabrałam się za dietę a tu impreza za imprezą. Uff ale dałam rade, ani grama nie zjadłam no może poza jednym gryzkiem delicji (oczywiście większą część zjadł mój Kochany)-żeby nie było he he. Ale jakoś sobie radzę choć waga ani drgnie...masakra. To chyba źle a może to ten cholerny stres nie pozwala mi schudnąć...wiecie jak to jest praca praca i praca. Czyli wysuwa się jeden wniosek ograniczyć stres do minimum.
Ciekawe czy się uda :)
Pozdrawiam Was serdecznie
buziolki
buziolki