Poprosze o wykreslenie piatkow z kalendarza. Ale po zwazeniu. Po wazeniu bowiem wpadam w samozachwyt, ktory w sobote rano konczy sie dodatkowymi gramami.
To punkt pierwszy. Punkt drugi jest taki: nie powinnam w ogole zblizac sie do czekolady, bo nie potrafie skonczyc na dwoch kostkach. Nawet gorzkiej. Najlepiej zatem w ogole z niej zrezygnowac. I wiem, ze potrafie!!!!!!!!!!!!!!!! W koncu umiem powiedziec NIE, co nie?
Punkt trzeci nie jest fajny, bo jutro komunia u ostatniej bratanicy, tak wiec dzisiaj trzeba SCISLE trzymac sie wytycznych - dietetycznych (pieknie sie rymnelo), i w poniedzialek zapewne tez. Mam tez plan, ze nie dam sie jutro zwariowac i nie zjem deseru, ktory na pewno bedzie sie skladal z lodow, za lodami na szczescie niespecjalnie przepadam. Zatem na sniadanko szklanka maslanki, potem obiad z umiarem, zadnego deseru i na kolacje puree z marchewki. Taki mam plan.
Punkt czwarty: musze przestac myslec o jedzeniu. No kurde, bo zwariuje.
Dzisiaj z ranca zas slad dla Molly ulozony, znow sie naoralam, az sie spocilam:), lazeinka posprzatana, i zaraz sobie siade i obejrze powtorki "Na Wspolnej". A co tam:) Specjalnie dla tego serialu przeciez zakladalam sobie polska telewizje:)))
Elku6
28 maja 2011, 21:55Będzie dobrze. Na pewno dasz radę. Czasami, szczególnie na początku, lepiej wyeliminować, niźli ograniczyć. Tak mi się wydaje. Mnie to pomaga, więc polecam. I trzymam kciuki!!!!!!!
izulka710
28 maja 2011, 20:27koleżanko:))ja muszę kupić tą wagę,bo tracę kontrolę....
surykatka85agnieszka
28 maja 2011, 11:06skąd ja znam to podjadanie po ważeniu! Też zawsze wpadam w tą pułapkę,myślę sobie: no, krok milowy osiągnięty to mogę trochę odejść od planu a w niedzielę i w poniedziałek tak, jak mówisz-więcej na wadze;(