No niestety. Nie chodzi o to, ze duzo jadlam, bo bylismy w swieta we dwojke i juz sie nauczylam, ze nie ma sensu, zeby duzo gotowac, bo i tak tego nie zjadamy, wiec nie, nie narobilam sie strasznie, ale chodzi o to, CO zjadlam. Czekoladowe jajka w rzeczy samej. Prawie same. Oprocz tego przyjechala w odwiedziny moja siostra i przywiozla ze soba karton faworkow. Co dziwne, nie pozarlam jeszcze polowy, malo tego, zladlam moze ze dwa, i chyba jestem chora, ale niespecjalnie mi smakowaly. To sie chyba nazywa uzaleznienie od czekolady? Czy juz powinnam sie martwic? Tak szczerze mowiac, to od dluzszego czasu zastanawiam sie, czy moze nie udac sie po pomoc do jakiegos madrego psychologa, bo to nie jest normalne, ze czekolada mnie zdominowala. Kurde.
Oprocz tego, zeby uczcic przyjazd siostry i jej narzeczonego, udalismy sie do pizzerii, niech to szlag. Mocno postanowilam, ze nie zjem nic strasznego, nic tlustego. No i zjadlam - pol pizzy, niech to szlag, ale do tego pol talerza salaty, bez sosu zadnego. Nie wchodze na wage, sprawdze w piatek. Ale cwiczen i spalania tluszczu nie zapomnialam, tadam, taka dzielna jestem.
Bedzie dobrze, kurcze.
nadzieja.adka
26 kwietnia 2011, 13:31Nie było tak żle Kochana,każda z nas w świeta powiększyła swoją oponke,milego dnia buzka