Od trzech dni intensywnie pracuję. Nie to, bym wcześniej się obijała(zdarza mi się, nie powiem) ale teraz zintensyfikowałam wysiłki, by nie mieć czasu myśleć o jedzeniu. By nie podjadać, co było u mnie normą.
Tak więc przesadzam fiołki. Nie byle jakie marketowe. Mam sporą kolekcję odmianowych fiołków afrykańskich. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z fiołkami, nie wiedziałam, że mogą być tak różne. Ja ogólnie jestem kwiatowa, bo i do ogrodu ciągle coś dokupuję, dosadzam więc te fiołki były mi pisane, tak myślę.
Obiecałam sobie, że zejdę trochę z ilości bo sporo wyjeżdża a małż niby uzupełnia wodę, ale straty po powrocie zawsze mam duże. No i tak z tego ograniczania wyszło mi nowe dwa pudełka listków. Będą malutkie sadzoneczki, później większe a później znowu będę miała ich za dużo;) Fiołkoza to nieuleczalna choroba.
Tym sposobem nieszczególnie chciało mi się jeść, bo zajęcie miałam. Na diecie o niskim IG faktycznie nie czuję ssaniia, jak to było wcześniej. Wytrzymuję 4h spokojnie tak więc na razie nie jest źle tylko z wodą mi nie idzie. Nie daję rady pić tyle ile jest zalecane. W nocy sikam dwa razy, trzeci raz wstaję do kotów, czwarty do kolejnych kotów i ...no, nie wiem, jak przespać noc. Nie wkurza mnie to, bo jestem na tabletce, więc czynności nocne wykonuję z deczka nieprzytomna, tylko za czwartym razem, koło piątej nie zawsze już się kładę. Szkoda dnia!
Zostało mi półtora tygodnia do sanatorium. Odliczam dni. Byłam w Krynicy-Zdroju osiem lat temu. Ciekawa jestem, jak się zmieniła no i najważniejsze -tamtędy też biegnie GSB. Już czuję to zmęczenie, ten pot kiedy będę go przemierzać ;D. I radość nieporównywalną do niczego, tam na szczycie.
Ooooo i już jest pora kolacji. Idę na pyszny chlebek pełnoziarnisty z awokado i szynką.
Mniam!