no właśnie...ale to już kwiecień, ale to już tylko 3 miesiące do wakacji i ale to już tylko 5 miesięcy do ślubu. Dziewczyno! Ogarnij się bo będziesz gruba! Na wagę nie wchodzę bo się boję. Wiem, że przytyłam, może nie dużo bo 2-3 kg ale przez brak ćwiczeń też mięśni mam mniej, stałam się galaretą. Tylko najgorsze w tym że same w sobie mi to nie przeszkadza jakoś :) Ale zdaje sobie sprawę jednak że ogólnie źle się odżywiam, przez to mam gorszą cerę, gorzej się czuje, nic mi się nie chce, jestem jakaś taka...ble..kupa :p Przez brak aktywności tez mam mniej energii, nic mi się nie chce, bym spała, leżała i nic nie robiła....hymm...chyba jakaś wiosenna depresja.
Prawda jest taka, że sytuacja w pracy jaką teraz mam jest nieciekawa. Źle mi się pracuje. Niby wszystko ok, niby o co mi chodzi, ale ATMOSFERA to chyba jest to co mnie męczy. Czuje się przygaszona, nie mam na nic ochoty, w niedziele na myśl o pracy robi mi się niedobrze. Coś bym zmienia, ale w tym problem że niestety mam trochę związane ręce. Jest to dość skomplikowana sprawa żebym miała o tym pisać, ale każde wyjście z tej sytuacja wiąże się z duuużym brakiem finansowym, szczególnie że planowałabym ciąże za jakiś czas. Czasami czuje się tak przytłoczona że bym zaryzykowała, zadziałałabym spontanicznie. Nie fajne jest tez to że nie mam za bardzo się komu zwierzyć i pójść po radę, a ci co mi radzą, każą zacisnąć zęby i wytrać jeszcze trochę do tej ciąży chociaż, albo uważają że przesadzam.
To tyle, a jeśli chodzi o dietę i ćwiczenia to mam w planach coś zmienić , nic nie obiecuje bo nie wiem jak to będzie :)
Stella-S
11 kwietnia 2016, 11:00Witaj w klubie. To co piszesz całkiem niedawno mnie dotyczyło. Żyć się nie chciało. Nic nie miało sensu. W pracy stres, palpitacje serca, prawie stan przedzawałowy. W domu kanapa zajęta przeze mnie. Spałabym w nieskończoność. Nic nie chciało mi się robić, bo wszystko było bez sensu. Po co miałabym coś robić? ... Poszłam do lekarza, przepisał mi leki uspokajające. Po ok 2-3 tygodniach zaczęły działać. Jestem spokojniejsza. Nawet wróciłam do ćwiczeń. A to co dzieje się w pracy mam w d.. Robię, co muszę. Nie udzielam się nad normę (jak wcześniej to robiłam). Jest mi coraz lepiej. Mniej się denerwuję i wszystko wrzucam na luz. To wymagało sporo czasu, abym doszła do "normalnego" stanu. Mam nadzieję, że wyjdziesz z dołka. Powodzenia! Trzymam kciuki! Pisz, gdybyś potrzebowała pomocy :)
OnceAgain
11 kwietnia 2016, 10:30Kochana a nuż aktywność podniesie Ci poziom zadowolenia z życia? Warto spróbować zwłaszcza że ślub tuż tuż. A na pracę miej wyrąbane - totalny zlew. Przychodzisz, robisz to co musisz i głową jesteś już w domu albo na jakiś zajęciach :). Bo toksyczna atmosfera może wyssać z nas każdą radość życia. Rób tyle żeby Cię nie zwolnili i nic poza tym :). Ja też jestem galareta... robimy coś żeby poprawić ten stan rzeczy?