Od stycznia trzymam dietę i ćwiczę.
Od kwietnia trenuję na siłowni 4 x w tygodniu z trenerem przynajmniej po godzinie.
Do pracy na rowerze śr. 5 km w jedną stronę ale robię sobie też wycieczki rowerowe po pracy.
Do tego chodzę na tzw. kijki.
Ruchu mnóstwo.
Przez pierwsze 2 miesiące schudłam prawie 10 kg.
W marcu waga ganiała to w dół to w górę ale byłam chora więc...
A przez kwiecień wypociłam 3 kg.
Niby fajnie i nawet się cieszyłam ale w miniony poniedziałek trenerka nie wytrzymała i stwierdziła, że musi się za mnie zabrać bo po tak ogromnym wysiłku i diecie to powinnam schudnąć zdecydowanie więcej.
No... wróciłam do domu zirytowana.
O co chodzi????
Może faktycznie popełniam jakieś błędy i to tak znaczące...
I w środę wieczorem zatrybiłam!!!!!!!!
Wróciłam do domu po trzech imprezach gdzie odpierałam ataki jedzeniowe racząc się herbatką.
A następnie gdy byłam już w domku,...tradycyjnie zaczęłam wcinać orzeszki tak zdrowe bo magnez itd, oraz inne bakalie i nagle...olśniło!!!!
O ja pierniczę!!!!!
A ile to ma kalorii?
I prawie mnie na miejscu...nie powiem co trafiło!!!!
Jak mogłam o tym nie pomyśleć!!!!!!!!
Ja praktycznie co wieczór jadłam orzeszki.
Nie słodzone, nie solone, nie w polewie,...i co z tego?
Przynajmniej co drugi, jak nie każdy, wieczór ładowałam w siebie od 300 do ponad 1000 kcl.
Sprawdziłam zapiski.
W tych dniach gdy nie jadłam orzeszków waga spadała.
W pozostałych albo stała w miejscu albo rosła.
Mój Boże!!!!
I po co dieta i ruch, skoro wieczorem tyle dawałam sobie kalorii przy pomocy orzeszków.
W ogóle ich nie liczyłam.
Uważałam za dobrodziejstwo.
Bo zdrowe i dobra przegryzka - gdzie i kiedy ja to sobie zakodowałam?
Ale, że kaloryczne to mi wywiało z głowy.
Zadzwoniłam do trenerki a ona, że teraz wszystko się jej zgadza.
Była pewna, że albo jestem na coś chora albo jem wieczorem i ją oszukuję, bo przy takich treningach to przez miesiąc powinnam stracić około 10 kg.
Złość trzymała mnie ze dwa dni.
Chodziłam wściekła i zupełnie odechciało mi się jeść.
Ale teraz już jest dobrze.
Wyeliminuje bakalie i orzechy...chyba, że to będzie kilka sztuk do musli.
I dam Wam znać, ale jestem pewna, że orzechy robiły mi tzw. "krecią robotę".
Powinnam o tym wiedzieć... a jednak...
Za jakiś czas postaram się wkleić moje zdjęcia z siłowni i jazdy na rowerze.
Będzie wesoło
MllaGrubaskaa
12 maja 2013, 09:28Czasem tak bezwiednie serwujemy sobie gigantyczny nadmiar kalorii . Dobrze że się zorientowałaś. Teraz waga będzie pęknie spadać.
lukrecja7
10 maja 2013, 21:15o matko, a ja co wieczór przy kompie wcinam miseczkę bakali i codziennie dziwię się, że moja waga od 4 miesięcy ani drgnie przy zachowanej dietce i aktywności 4-5 razy w tygodniu - i teraz wiem dlaczego!!!!
seronil
10 maja 2013, 21:09Najważniejsze, że wiesz gdzie leży problem :) Teraz, po małym zwolnieniu tempa w utracie wagi, pójdziesz jak burza :)
linda.ewa
10 maja 2013, 20:11Gratuluję wytrwałośći!
paniania1956
10 maja 2013, 19:31orzechy sa faktycznie zdrowe tyle ze jedz je rano jako i ja robie:))
Mrs.Seal
10 maja 2013, 17:53no tak, to cię załatwiły orzechy :) zawsze to lepiej niż u mnie , bo ja nie mam winnego innego niż ja sama :)
WhatBliss!
10 maja 2013, 16:37ważne, że powód zastojów odnaleziony :) trzymam kciuki za osiągnięcie marzeń :) i życzę pięknego weekendu:) pozdrawiam ♥