Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zasada nr 8. Przysłowia prawdę Ci powiedzą.


"Śniadanie jedz jak król, obiad jak książę a kolację jak żebrak"
"Śniadanie zjedz sam, obiad z przyjacielem a kolację oddaj wrogowi".
Dwa najpopularniejsze i oba bardzo mądre chociaż.... z drugim bym się nie zgodziła tak do końca. Może "kolacją podziel się ze znajomymi"?
Najważniejsza myśl w obu jest zawarta - im późniejsza godzina, tym mniej jemy.
Z dnia na dzień czytam coraz więcej Waszych pamiętników i bardzo często spotykam się z określeniem "kompulsywne objadanie się". W niektórych przypadkach problem jest rzeczywiście poważny, bo dziewczyny jedzą rozsądnie a takie epizody nie mają żadnego uzasadnienia, ale w innych... Szczerze? Jest to efekt czystej głupoty.
Zapamiętałam jadłospis jednej z dziewczyn, było mniej więcej tak: na śniadanie jakiś mały jogurt i jabłko, potem długa przerwa (chyba z 5h było) potem talerz zupy na obiad i na kolację 2 wafle ryżowe z czymś (chyba serek wiejski ale głowy nie dam). A potem wielki płacz i lament, że znowu miała "kompuls" bo zjadła 3 kanapki, orzeszki, kawałek ciasta i jeszcze jakieś cukierki czekoladowe. Moje pytanie: kompuls, czy po prostu wygłodzony organizm gwałtownie domagał się dostarczenia potrzebnych składników odżywczych?
Wybaczcie, że dzisiaj tak ostro ale... sama przez to przechodziłam. Wychodziłam z domu bez śniadania, przez większość dnia nie jadłam prawie nic i dzień kończyłam jedząc dosłownie wszystko co wpadło mi w ręce. Dlatego też nigdy nie udało mi się nigdy skutecznie schudnąć, a teraz muszę doprowadzać swój organizm do porządku.
Wracam znowu do jednego i drugiego przysłowia. Od 1 roku studiów podkreślali u nas jak ważne są śniadania. Że dostarczają energii na cały dzień, że pobudzają organy trawienne do pracy, że zapewniają odpowiedni wzrost glukozy żeby człowiek miał siłę funkcjonować... no to zaczęłam się przestawiać. Trwało to ponad rok, chyba nawet prawie 2 lata. Masakra trochę, co nie? Przez tak długi okres czasu uczyłam się nawyku jedzenia śniadań. A nie zawsze miałam na nie ochotę, więc trochę się męczyłam. Aż w końcu zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie wyjść bez niego z domu - niezależnie od tego która jest godzina.
I teraz najlepsze: zaczęłam jeść naprawdę porządne śniadania. Sporą miskę płatków owsianych z bananem (czasem dodatkowo jeszcze orzechy lub żurawina) lub 2 duże kanapki z sałatą, wędliną i pomidorem, albo z twarożkiem, albo z białym serem i dżemem. Czasem jajecznicę. Od tego czasu nie zdarzyło mi się więcej opychać wieczorami. Co więcej - często w ogóle nie chce mi się wtedy jeść. Sięgam wtedy po coś małego, żeby organizm jeszcze mógł coś strawić i koniec. I nie, nie chodziłam do psychologa, nikt mi nie pomagał. Po prostu zmądrzałam.
Mój apel - jedzcie śniadania, zawsze! I jeśli macie się najeść - zróbcie to właśnie wtedy. Mogę się założyć, że u większości z Was skończą się wtedy problemy z "kompulsywnym objadaniem się". Tak jak było to u mnie :-)
I trochę inny obrazek niż zawsze: ;-)
  • Rakietka

    Rakietka

    10 listopada 2013, 19:48

    Czysta prawda :) Miałam podobnie, teraz jest coraz lepiej ;) To nasze paliwo na całe dnie, więc naprawdę to może być porządny kop na rozpoczęcie dnia!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.