Koniec oszukiwania bo nos rośnie!
Oszukiwania pani w kasie, gdy patrzy spod zmęczonego oka na moje zakupy składające się w 80% ze słodkości. Oszukiwania siebie jednak przede wszystkim koniec to ma być.
Miałam kilka dni beznadziei. Ciągnęły się za mną od zeszłej niedzieli, od komunijnego obżarstwa (a uwierzcie, było wszystko z sushi włącznie) Każdego dnia wieczorem mała uczta- szeleszczenie paczuszek i cicha praca laptopa serwującego najnowsze odcinki seriali. Żenada na koniu galopowała przez mój łeb dobrych kilka dni. Jeden dzień porządny. Jeden żałosny. I znów. Gdy wreszcie poszłam pobiegać byłam słaba jak koliber i większość czasu przemaszerowałam. Wreszcie gdy pod koniec trasy ujrzałam ławeczkę, budził się we mnie zew sportowca klasy Z i pomyślałam- zrobię kilka ćwiczeń na tejże ławeczce- skoki i zeskoki. I tak się obracając kilka razy i skacząc jak nie PRZYPIŹDZIŁAM brzydko mówiąc piszczelem w drewno, runęłam jak długa na ziemię. Było ciemno, ale dla pewności stoczyłam się do rowu, żeby nikt nie widział tego mojego failu.
W rowie zwijałam się z bólu w koszonej trawie i myślałam- ty durny, durny łbie. Zawsze coś wymyślisz, a każdy pomysł gorszy od poprzedniego.
No i czułam się pokonana. Pokuśtykałam do domu. Trochę posiedziałam na murku majtając nogami i próbując sobie ułożyć wszystko w głowie.
Dlaczego mi nie wychodzi. Dlaczego zawsze mierność. I marność. Gdzie przyczyna. Nie wymyśliłam nic, oprócz tego, że przydałoby się zdezynfekować ranę piszczelową.
Noga wciąż pobolewa ale nic mi nie jest. Ach te klasyczne szklanki mleka dziennie, dziękuję, że chociaż wy jesteście.
Ogarniam. Dziś wstałam przed szóstą. Poszłam do kościoła. Poszłam do spowiedzi. Zjadłam śniadanie. Poszłam biegać i...
i dałam sobie zdrowy, solidny, słodki, potu pełen wycisk. 1,5 godziny treningu- 6km biegu, burpees, skakanka, pajace, twister, brzuszki na jakiejś skośnej ławeczce na pakerni pod gołym niebem, w parku Jordana. Rozciąganie pod jabłonkami. I tak mi dobrze. I tak mi błogo. Znów jestem na właściwych torach, chociaż wykolejeniec ze mnie klasyczny-cotygodniowy.
Ile można upadać i znowu otrzepywać łapy, brudne jak u łapcia bawiącego się na dworze do zmierzchu. Mam nadzieję, że dużo. I dlaczego za każdym razem mam nadzieję, że to już ostatni.
IDŹ SOBIE STĄD DŻEPETTO ty stary dziadzie śmierdzący uryną, bo nie chcemy już kolejnego Pinokia. Już mam dosyć jego żałosnych gierek i nóg jak z drewna. I tego nosa, nosa kłamczucha.
Wy wiecie że ja wagi nie mam i nie posiadam. Ale dopadłam ją!
Wagi dopadłam w Empiku, żeby było bardziej nietypowo. No i wskoczyłam, nieprzygotowana, z głową w chmurach, w ubraniach wprawdzie. A ona mnie szybciutko sprowadziła do parteru. Kopnięciem z półobrotu trafiła w moją niewyjściową twarz, w samo jej centrum. Pokazuje 63,5. I nie daje nic kręcenie się na niej, wiercenie, schodzenie i wchodzenie znów.
To tylko ja i moja naiwność wkręcamy sobie, że cały czas ważę tyle samo. Że ciastka się utylizują i odpływają w niebyt.
ile mogły ważyć ubrania? 0,5 kg?
Pokory pełna, ale i zapału pełna, zmieniam pasek. Następnym paskiem jaki zmienię będzie ten do spodni, obiecuję.
fadetoblack
25 maja 2013, 20:09Z zaproszenia skorzystam na pewno, naprawdę uwielbiam to miasto! :D
liliana200
25 maja 2013, 10:50Wskocz na wagę w empiku! Odtańczymy taniec radości a potem możesz zrobić sobie wycisk z Jillian taką formę radości też przyjmuję. No kurde tak się cieszę jak małe dziecko które dostało od pani w sklepie lizaka.ja pierdykam myślałam, że mi się nie uda a tu zonk, moje zdziwko i teraz radość.
holka
24 maja 2013, 23:32Niech pogoda Ci sprzyja :) ... powodzenia!
wiolcia2121
24 maja 2013, 19:48Taaaaaaaaaak :D Ja podnoszę łapkę do góry :D Czytałam czytałam i mnie to ucieszyło-to o WHR. Bo jestem w dobrej grupie :D NIe zagrożonej niczym. No chyba... ;-) Dziś probowałam tych ćwiczen Ewki ale mi sie czybko odechcialo :-/
marysiaZsadu1989
24 maja 2013, 16:44hej :) nie pamietam juz gdzie ten artykul znalazlam :D mialam go na komputerze :) noo ez sie usmiala, pod wpisai ze zdjeciem mam po 30 komentarzy a po tod tym artykulem 2 komentarze haha :D pozdrawiam :*
fadetoblack
24 maja 2013, 16:03Nie obrażam się, lubię rozmawiać :D I aż taką chudziną nie jestem, spokojnie :) Może wkleję jakieś zdjęcie w najbliższym czasie. No i tak właśnie się zastanawiałam z tym Twoim pisaniem, bo też zawsze pisałam do szuflady, przed maturą przestałam i chciałabym przez wakacje wrócić :) A język masz taki no.. jak osoba która pisze ;D I ja też nie rozpoznaję ludzi na ulicach, dlatego właśnie przed studiami postanowiłam zrobić coś dla moich oczu :P
fadetoblack
24 maja 2013, 14:59Ale tu u Ciebie fajnie, lubisz pisać też tak poza vitalią? Bo masz na to zadatki :D I masz rację, niedobrze jest się oszukiwać :) Trzymam kciuki! :D A ja soczewek nie rozważam, bo mi się nie opłaca przy stosunkowo niewielkiej wadzie. Okulistka stwierdziła, że nawet niezdrowo by było, gdybym cały czas nosiła takie szkła czy okulary :)
Taritt
24 maja 2013, 14:15Re: Kurna, racja z tymi plackami, czemu ja na to nie wpadłam? D: Raz na jakiś czas depresyjno-osobista rozkmina musi iść w internety, ale obiecuję się poprawić. :D
marysiaZsadu1989
23 maja 2013, 16:49hej :D zauwazylam teraz haha a co tam niech jest :P
mili80
22 maja 2013, 09:39Ciesze się, że wracasz do gry!!! Twoje wpisy zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój, szkoda, że ich tak mało!!! Trzymam kciuki kochana za Twój zapał, aby się nie skończył za kilka dni, tylko wytrwaj w postanowieniach przynajmniej przez wakacje, a we wrześniu już będziesz ostrą hot laseczką :D
queendancing
22 maja 2013, 09:11hehe fajny post. Komediodramat:D wez kobieto uwierz w siebie bo cie znajdę i skrzywdzę:P:P
kaeri666
21 maja 2013, 20:43Oj Tyyu czubiorku maly hehe usmialam sie jak glupiaaaa! Caly czas dajesz czadu:D trzymam mocko kciuki za ten pasek do spodni:**
Taritt
21 maja 2013, 20:33Wybaczysz mi, że wyśmiałam zwycięstwo ławeczki? :D U mnie też jest taka pakernia na powietrzu, ale jak jestem sama to się wstydzę. :( Ale i tak podziwiam 6km! I burbies! Wymysł samego lorda Szejtana, naprawdę! :D
ibiza1984
21 maja 2013, 20:25Czytam Twój pamiętnik, tą notkę i wybacz mi, ale nie potrafię sensownie czy merytorycznie podejść do tematu. No nie potrafię, bo śmieję się jak głupia! Uwielbiam Twoje wpisy! I będę to pisać za każdym razem kiedy przeczytam kolejną notkę od Ciebie! Miłego wieczoru!:)
wiolcia2121
21 maja 2013, 16:36Oj kochana... To teraz ja musz zejsc na te dobre tory. Tez od komunii ciagnie sie za mna obzarstwo i brak cwiczen :/
Kamila112
21 maja 2013, 16:25Życzę Ci wszystkiego dobrego i powodzenia
Septemo
21 maja 2013, 14:08Podnosić się trzeba do skutku, chociażby po 101 upadku! A ubrania mogą ważyć nawet do 1,5 kg więc bez paniki bejbe. Ogarniaj i do przodu ! ;)
Rwetes
21 maja 2013, 13:45och, słodkie rzeczy to zło. może bierz do sklepu mniej pieniędzy - tylko na całkiem podstawowe produkty by na więcej już nie wystarczyło? Łatwiej się powstrzymać przed zjedzeniem czegoś gdy tego nie masz ;)
breatheme
21 maja 2013, 13:21Dobrze, że sama szukasz przyczyny swojego problemu. Kiedyś też tak miałam, że gdy tylko zbliżałam się do swojego celu to sobie odpuszczałam, bo uznawałam, że przecież nic się nie stanie, że jestem już w miarę szczupła to mogę.. itp. Wszystko leży w głowie i żeby do czegoś dojść, trzeba tam zaprowadzić porządek. Życzę Ci powodzenia!;)))
liliana200
21 maja 2013, 12:50A pamiętasz jak mi mówiłaś że mam się ogarnąć i podziwiasz te moje skakanie i inne wyczyny? Zepnij tyłek i bierz się za siebie. Mi dziś waga pokazała spadek i poczułam tyle mocy w sobie że chce mi się latać. Koniec ze słodkim, z podjadaniem kochana, ułóż sobie jakiś plan działania i się tego trzymaj. Mam nadzieję, że kolejnym zmienionym paskiem będzie ten pasek od spodni ale i też ten z wagą ale na mniejszą tego ci życzę i trzymaj się i się nie poddawaj. Sama wiesz ile już osiągnęłaś nie zaprzepaść tego.