Koteczki !
Dzisiaj szybko o tym co u mnie, a resztę (OSTRZEGAM) dłuugiego wpisu poświęcam na temat biegania. Lenistwo mnie ogarnia okropne od kilku dni, nie mam na nic chęci. A na naukę to już w ogóle :D Zrobiłam dziś za to owsiane batoniki i wyszły mi grube i pulchne! Dałam nowe składniki i wyszły inne, ale też dobre :))
Menu:
1. Jajecznica z pieczarkami, 1,5 suchara, pół jogurtu z otrębami i błonnikiem, pomarańcza
2. schab, buraczki, surówka z marchwi, jabłka, pora+ pietruszka, ogórek konserwowy, kubek domowej pomidorówki
3. batoniki bakaliowe, marchewka
4. 2 kawałeczki babki
5. gotowane mięso+ ogórek, pół chrupiącej zapiekanej kiełbasy <zachcianka po bieganiu!> ,kubek kisielu brzoskwiniowego
Po pysznych batonikach, mało mi było, więc podkradłam mój ukochany przysmak- babkę czekoladową w białej polewie
Temu nie umiem się oprzeć, coś czuję, że zbliża się też @, bo apetyt mam wilczy...
Nie żałuję tej babki- niebo w gębie !
Trochę mi wstyd przed osobami, które tak ładnie się starają nie jeść słodyczy i im się to wspaniale udaje!! Ja podziwiam, ale na mojej MŻ- MOGĘ jeść wszystko ... tylko po prostu nie chcę !! A czasem chcę I jem I nie będę z tego powodu rozpaczać
Ale do czego ja tu zmierzam...
Do biegania ! Po tym jedzeniu ściągnęłam świeżą porcję muzyki i poszłam biegać.
Nie wiem co mi się stało. Może to przez solidne najedzenie się (może to ta babka )- ale poczułam MOC ... !
Zaczęłam biec. Nie truchtać, nie szurać. Biec.
Oddychałam ciężko, pot mi się lał po czole.
Pobiegłam tak ponad 2km i prawie padłam.
Nie zatrzymałam się, ale biegłam sobie bardzo wolniutko, już w "moim stylu" :)
Źle zrobiłam, że tak wystartowałam, ale z drugiej strony cieszę się strasznie, że mam taką energię i, że pobiegłam w takim tempie odległość, która jeszcze jakiś czas temu była po prostu NIEREALNA.
W trakcie tego treningu, byłam już bardzo zmęczona, ludzie się na mnie gapili... Nie zwracam już w ogóle na nich uwagi, ale czuję ten wzrok na sobie.
Pomyślałam, jak fajnie się czuję.
Biegnę. JA, kurde, biegnę!!
Niebo nade mną, gwiazdy błyszczą jak sreberka, spokojnie, cicho, gdy ściszyłam muzykę słyszałam tylko swoje rytmiczne kroki, oddech, serducho.
Czułam się świetnie!
Wracam do domku, włączam komputer i dostałam kolejne tak miłe wiadomości, że od razu wyszczerzyłam zęby w uśmiechu (i też nie dowierzałam w to co widzę).
Że ja jestem dla kogoś motywacją ??? JA ?!
I to w czym...
W BIEGANIU ????
...
Przysięgam, że moi wf- iści nogą by się przeżegnali na wieść o tym.
Kochani, już odpowiadam na wszystkie pytania.
Wiem jak to jest, jak zaczynałam i widziałam, że ktoś przebiegł 1km, 2km ! to był dla mnie mistrzem. Nie mówię o takich co to na 10- 15km biegają, bo to nadal nie moja liga
Ale spokojnie- wszystko w swoim czasie !!!
Nie zakładam, że moje podejście jest w pełnie dobre, pewnie profesjonalni biegacze mieliby mi wiele do zarzucenia,
ale JA JESTEM AMATOREM i odpowiem tylko na pytania zainteresowanych osób :)
Nie czuję się żadnym guru w tej dziedzinie, jestem nowicjuszem, który do tej pory miał zerową aktywność fizyczną.
1. PODEJŚCIE DO SPORTU
Zerowe zainteresowanie sportem. Od zawsze. Wf to mordęga, nawet "sport kanapowy" z pilotem mnie nie interesował. No antytalent i zero takich zainteresowań. Całe życie też słuchałam o tym, jak to mam warunki, żeby grać w siatkę, w kosza, itd. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa, nienawidziłam biegać, czy to na 60m czy na 200m czy (nie daj Boże na 500m) - ZAWSZE byłam ostatnia.
Natychmiastowa kolka, policzki purpurowe, lód w płucach, oddech jak stara lokomotywa.
Marzyłam o tym, żeby w sobie wskrzesić jakąś małą iskierkę, małe zacięcie.
TYLKO JAK ....???
<kiedy ja kochałam jeść- kocham dalej Ale nienawidziłam się ruszać. Do tego stopnia, że nawet spacerować mi się nie chciało. Tyłek leniwy do kwadratu.
TYLKO:
KANAPA+JEDZENIE+FILMY
W międzyczasie stosowałam miliony diet, wszystkie kończyły się porażką, nie miałam ruchu w ogóle. A potem zaczynałam żreć. Nie jeść- tylko żreć. I jojo masakryczne. Kiedy nie mieściłam się w ŻADEN ciuch, kiedy zobaczyłam, że moimi najlepszymi kumplami stają się słodycze, tosty, chipsy-pożerane bez smaku i umiaru- stwierdziłam:
DOŚĆ TEGO !!!
ZAPANUJ NAD SOBĄ !!!
2. KONDYCJA
-Tutaj nie ma co pisać wiele. ZEROWA. Zaczynałam od zera, jak człowiek, który przez lata głównie leżał, siedział, nie ruszał się, nie chciał wstawać z kanapy.
- Zadyszka przy wchodzeniu na 1 piętro
- Bieg do autobusu sprawiał, że przez dobre 10 min. dochodziłam do siebie
- Kiedyś byliśmy ze znajomymi w górach i po przejściu 200m-
ZAWRÓCIŁAM.
3. CZEMU BIEGANIE?
-Do biegania namawiał mnie brat już od ponad roku.
- Widziałam jakie to daje efekty na jego przykładzie, bez stosowania diety zrzucił sobie po prostu 8kg zbędnego tłuszczu. Zaznaczam, że zaczął biegać dla kondycji, sylwetkę wczesniej miał bardzo ok, ale teraz ..ma super! Organizm zareagował spaleniem brzuszka :))
- Nie od dziś mówią, że podczas biegania spala się dużo kalorii
- Bieganie jest TANIE
- Nie jest kosztowne i wymagające specjalnego miejsca, karnetu
4. STRÓJ I "SPRZĘT"
-Moją jedyną inwestycją są buty do biegania :) Chyba jedne z najtańszych na rynku 80 zł. Super lekkie, wygodne- ja je po prostu uwielbiam.
-Jak zaczynałam było tak -6 do -10 stopni, zakładałam więc dwie pary legginsów, koszulkę obcisłą, na to cienki golf z długim rękawem i wiosenną kurtkę z kapturem. A na nogi podkolanówki takie ciepłe, dodatkowo, żeby nie wiało hehe :))
- Nie posiadam pulsometru, nie mam żadnych sprzętów.
Słucham tylko swojego organizmu, nie męczę go i wiem kiedy, jak i ile powinnam biec, żeby nie paść trupem na drodze.
5. POCZĄTKI
Kochani, pisałam na samiutkim początku jakie miałam dystanse. To naprawdę było 200m na dzień !!!
Przeczytałam artykuły na www.bieganie.pl z wieloma radami dla początkujących. Jest cała masa rozpisanych treningów, marszobiegów, itd.
Ja zdecydowałam się na inny krok.
Absolutnie nie byłam osobą, która na "dzień dobry" miałaby (po latach leżakowania) zrobić trening na 30 min. (4min. marszu, 1 min. biegu, itd) Po prostu gdybym przebiegła 1 min. normalnym tempem, zdechłabym od razu Marszobiegu spróbowałam raz i stwierdziłam, że to nie dla mnie :) Nie chciało mi się odmierzać czasu, ile biegu ile marszu, a poza tym jak biegłam, zgrzałam się, potem jak szłam to ochładzałam się- a był mróz... To nie dla mnie !!
Moja metoda polegała na tym, że wraz z każdym treningiem będę wydłużać sobie trasę o 50m- o 100m, wszystko w zależności od tego, jak będę się czuła. I to było tyle- 200m truchtu i koniec. Biegłam 100 metrów w jedną stronę i wracałam do domu. Cały czas biegiem, żeby się w trasie nie zatrzymywać, tylko tak, że wyruszam, przebiegam tylę, ILĘ MOGĘ, wracam.
WSZYSTKO PO TO, ŻEBY SIĘ NIE ZNIECHĘCIĆ !!!
Znam siebie, swoje lenistwo i zniechęcenie, gdybym miała mega zakwasy, albo gdybym wypluwałam płuca.
MOJE ZASADY:
I. Bieg zawsze CO DWA dni ! <nigdy dzien po dniu, nawet gdy biegałam szalone dystanse 200m- robiłam dzień odstępu żeby odpocząć , żeby organizm bardzo stopniowo przyzwyczajał się do nagłego wysiłku>
II Bieg na bardzo krótkie dystanse !!!
III Bieg tak wolny, że prawie marsz, ale jednak to truchcik :)) Ciałko się trzęsie, mięśnie pracują ;))
IV Kontrola oddechu !! <tego musiałam się nauczyć, kontrolowałam wciąganie powietrza nosem, wypuszczanie ustami> Teraz już nawet o tym nie myślę, robię automatycznie.
V Bieg w każdą pogodę. Nie ma złej pogody ! Przeżyłam mróz, śnieg po kolana, śnieżycę sypiącą mi w twarz, wiatrzysko, lekki deszcz, odwilż (od razu zmoczyłam buty). Wychodziłam z domu i koniec. Wszyscy mi mówili, że jestem czubkiem, ale ja wiedziałam swoje. Jak zrezygnuję to się poddam już całkowicie. NIE MOŻNA odpuszczać i koniec !!! Pogoda to wymówka i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej
VI Bieg bez zatrzymywania się - powód banalny. PO PROSTU BYM NIE RUSZYŁA, gdybym zrobiła przerwę :))
Kochani, ja po tych moich 300m, potem 450m, potem 500m (!) zawsze miałam ból w nogach, zakwasy - aż się wierzyć nie chce !!!!
A jaka była radość... Jak po jakimś czasie przebiegłam 500m to myślałam, że umrę z radości :D Nie mówiąc później o 1 km !!!
I z każdym dniem, z każdym treningiem biegłam dalej i dalej. Powolutku i coraz dalej.
Jeśli chodzi o nieprzyjemności jakie mnie spotkały zw. z bieganiem:
- drwiny ze strony mojego brata, który twierdził, że ja nie biegam tylko "chodzę" i że chyba sobie jaja robię z tym, że biegam na 200m i koniec. Mówił na mnie "długodystansowiec" heheh :)) Ale ja się śmiałam z nim- BO WIEDZIAŁAM, ŻE ROBIĘ DOBRZE !!
W zgodzie ze sobą i swoim organizmem!!
- po drodze ludzie się gapili i gapią i... BEDĄ się gapić ! Trudno, mam ich gdzieś :)
- Znajomi chcieli mnie wyciągać od razu na 5km i wkurzali się, że ja się nie zgadzam.
Nie mogłam się na to zgodzić, mam swoje tempo, mam swój system i wara od niego Nie dam się zniechęcić.
NIE BĘDĘ SIĘ POPISYWAĆ, że przebiegnę 3km, 5km, czy 10- kiedy wiem, że NIE JESTEM na to GOTOWA!!!!!
6. JAK DŁUGO CZEKAŁAM NA EFEKTY
W związku z powyższym, efekty miałam "za każdym razem" !! Widziałam poprawę z każdym treningiem, bo przebiegałam więcej- i to mi dawało motywację !! Chciałam biec o te parę metrów dalej (NIE SZYBCIEJ) tylko dalej.
Pewnie, że morderczym wysiłkiem dałabym rade przebiec od razu 800 a niem a nie 200
a nie 200m.
TYLKO PO CO ????
Wiem, że byłabym zombie, zniechęconym i smutnym człowiekiem.
A tak?
Wybrałam wolniutki system, który dawał mi satysfakcję i radość z każdego treningu !!!
Na początku byłam purpurowa, spocona, lało się ze mnie, oddychałam też ciężko, pomimo bardzo wolnego biegu.
Ale było lepiej ! Po tygodniu była poprawa.
Po dwóch było fajnie.
Po trzech czułam, że chudnę.
Po miesiącu byłam w stanie przebiec tyle, ile nigdy nie marzyłam, że dam radę !!!
7. MOJA MOTYWACJA DO BIEGANIA
To ciekawe pytanie :) Motywacją był mój cel- przebiec odległość od domu do domu przyjaciółki i z powrotem bez przerwy- 2,4km w jedną stronę.
Przez miesiąc do tego dochodziłam i ZROBIŁAM TO To była motywacja w osiągnięciu celu, udało się... :)))
Bardzo mnie motywuje też strona bieganie.pl, polubiłam ich na fb, kiedy widzę ich obrazki i teksty- od razu mi się chce ruszyć !!!
A teraz najlepsze- ja to po prostu szczerze POLUBIŁAM !!
Czuję się lepiej, lekko, a zarazem jestem silniejsza, mam energię...
CHCE MI SIĘ !!!
Może po tych ciężkich warunkach atmosferycznych bieganie teraz wydaje mi się czystą przyjemnością :)) Marzyłam o zwykłym asfalcie, suchym ! A nie śniegu, paci, kałużach, błocie... :))
No i widzę efekty... Nie znoszę ćwiczyć- to mi dalej zostało Nie ma opcji, nie zmuszę się do przysiadów czy do ćwiczeń z trenerkami w domu.
A jak wiem, że mam wyjść z domu, ubrać się, posłuchać fajnej muzyki- traktuję to inaczej niż zwykłe "ćwiczenia". To dla mnie też łapanie świeżego powietrza, to oglądanie krajobrazu (jak dzisiejsze gwiazdy na niebie!), zmieniająca się okolica, to trasa do pokonania, ludzie do wyminięcia...
d, do a si
NIE NUDZĘ SIĘ !!!
Ja podziwiam wszystkich, którzy mogą ćwiczyć w domu. Ja tego nie umiem i robię w zamian coś innego :))
ALE SIĘ ROZPISAŁAM !!! KTO DOTRWAŁ DO KOŃCA POWINIEN NAGRODĘ PIENIĘŻNĄ DOSTAĆ I DYPLOM DLA "NAJWYTRWALSZEGO"
I JESZCZE NIE SKOŃCZYŁAM. MOG TAK GLĘDZIĆ I GLĘDZIĆ.
KOCHANI, MAM NADZIEJĘ, ŻE NIECO POMOGĘ, COŚ PODPOWIEM...
JESTEŚCIE WSPANIALI I DZIĘKUJĘ ZA TE WIADOMOŚCI I CIEPŁE SŁOWA!!!
!IADTE WIADOMO
KOTECZKI, BIEGAMY :))
U mnie na początku to było tak:
NIE PODDAWAJMY SIĘ !!!
NIGDY !!!
PS. Wiecie co jest fajne? :) Że pozwalam sobie też na grzeszki i (chociaż dość wolno)- to jednak chudnę !
Ściskam wszystkich przyszłych biegaczy!!!
Dobrej nocy Koteczki !!!
Dzisiaj szybko o tym co u mnie, a resztę (OSTRZEGAM) dłuugiego wpisu poświęcam na temat biegania. Lenistwo mnie ogarnia okropne od kilku dni, nie mam na nic chęci. A na naukę to już w ogóle :D Zrobiłam dziś za to owsiane batoniki i wyszły mi grube i pulchne! Dałam nowe składniki i wyszły inne, ale też dobre :))
Menu:
1. Jajecznica z pieczarkami, 1,5 suchara, pół jogurtu z otrębami i błonnikiem, pomarańcza
2. schab, buraczki, surówka z marchwi, jabłka, pora+ pietruszka, ogórek konserwowy, kubek domowej pomidorówki
3. batoniki bakaliowe, marchewka
4. 2 kawałeczki babki
5. gotowane mięso+ ogórek, pół chrupiącej zapiekanej kiełbasy <zachcianka po bieganiu!> ,kubek kisielu brzoskwiniowego
Po pysznych batonikach, mało mi było, więc podkradłam mój ukochany przysmak- babkę czekoladową w białej polewie
Temu nie umiem się oprzeć, coś czuję, że zbliża się też @, bo apetyt mam wilczy...
Nie żałuję tej babki- niebo w gębie !
Trochę mi wstyd przed osobami, które tak ładnie się starają nie jeść słodyczy i im się to wspaniale udaje!! Ja podziwiam, ale na mojej MŻ- MOGĘ jeść wszystko ... tylko po prostu nie chcę !! A czasem chcę I jem I nie będę z tego powodu rozpaczać
Ale do czego ja tu zmierzam...
Do biegania ! Po tym jedzeniu ściągnęłam świeżą porcję muzyki i poszłam biegać.
Nie wiem co mi się stało. Może to przez solidne najedzenie się (może to ta babka )- ale poczułam MOC ... !
Zaczęłam biec. Nie truchtać, nie szurać. Biec.
Oddychałam ciężko, pot mi się lał po czole.
Pobiegłam tak ponad 2km i prawie padłam.
Nie zatrzymałam się, ale biegłam sobie bardzo wolniutko, już w "moim stylu" :)
Źle zrobiłam, że tak wystartowałam, ale z drugiej strony cieszę się strasznie, że mam taką energię i, że pobiegłam w takim tempie odległość, która jeszcze jakiś czas temu była po prostu NIEREALNA.
W trakcie tego treningu, byłam już bardzo zmęczona, ludzie się na mnie gapili... Nie zwracam już w ogóle na nich uwagi, ale czuję ten wzrok na sobie.
Pomyślałam, jak fajnie się czuję.
Biegnę. JA, kurde, biegnę!!
Niebo nade mną, gwiazdy błyszczą jak sreberka, spokojnie, cicho, gdy ściszyłam muzykę słyszałam tylko swoje rytmiczne kroki, oddech, serducho.
Czułam się świetnie!
Wracam do domku, włączam komputer i dostałam kolejne tak miłe wiadomości, że od razu wyszczerzyłam zęby w uśmiechu (i też nie dowierzałam w to co widzę).
Że ja jestem dla kogoś motywacją ??? JA ?!
I to w czym...
W BIEGANIU ????
...
Przysięgam, że moi wf- iści nogą by się przeżegnali na wieść o tym.
Kochani, już odpowiadam na wszystkie pytania.
Wiem jak to jest, jak zaczynałam i widziałam, że ktoś przebiegł 1km, 2km ! to był dla mnie mistrzem. Nie mówię o takich co to na 10- 15km biegają, bo to nadal nie moja liga
Ale spokojnie- wszystko w swoim czasie !!!
Nie zakładam, że moje podejście jest w pełnie dobre, pewnie profesjonalni biegacze mieliby mi wiele do zarzucenia,
ale JA JESTEM AMATOREM i odpowiem tylko na pytania zainteresowanych osób :)
Nie czuję się żadnym guru w tej dziedzinie, jestem nowicjuszem, który do tej pory miał zerową aktywność fizyczną.
1. PODEJŚCIE DO SPORTU
Zerowe zainteresowanie sportem. Od zawsze. Wf to mordęga, nawet "sport kanapowy" z pilotem mnie nie interesował. No antytalent i zero takich zainteresowań. Całe życie też słuchałam o tym, jak to mam warunki, żeby grać w siatkę, w kosza, itd. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa, nienawidziłam biegać, czy to na 60m czy na 200m czy (nie daj Boże na 500m) - ZAWSZE byłam ostatnia.
Natychmiastowa kolka, policzki purpurowe, lód w płucach, oddech jak stara lokomotywa.
Marzyłam o tym, żeby w sobie wskrzesić jakąś małą iskierkę, małe zacięcie.
TYLKO JAK ....???
<kiedy ja kochałam jeść- kocham dalej Ale nienawidziłam się ruszać. Do tego stopnia, że nawet spacerować mi się nie chciało. Tyłek leniwy do kwadratu.
TYLKO:
KANAPA+JEDZENIE+FILMY
W międzyczasie stosowałam miliony diet, wszystkie kończyły się porażką, nie miałam ruchu w ogóle. A potem zaczynałam żreć. Nie jeść- tylko żreć. I jojo masakryczne. Kiedy nie mieściłam się w ŻADEN ciuch, kiedy zobaczyłam, że moimi najlepszymi kumplami stają się słodycze, tosty, chipsy-pożerane bez smaku i umiaru- stwierdziłam:
DOŚĆ TEGO !!!
ZAPANUJ NAD SOBĄ !!!
2. KONDYCJA
-Tutaj nie ma co pisać wiele. ZEROWA. Zaczynałam od zera, jak człowiek, który przez lata głównie leżał, siedział, nie ruszał się, nie chciał wstawać z kanapy.
- Zadyszka przy wchodzeniu na 1 piętro
- Bieg do autobusu sprawiał, że przez dobre 10 min. dochodziłam do siebie
- Kiedyś byliśmy ze znajomymi w górach i po przejściu 200m-
ZAWRÓCIŁAM.
3. CZEMU BIEGANIE?
-Do biegania namawiał mnie brat już od ponad roku.
- Widziałam jakie to daje efekty na jego przykładzie, bez stosowania diety zrzucił sobie po prostu 8kg zbędnego tłuszczu. Zaznaczam, że zaczął biegać dla kondycji, sylwetkę wczesniej miał bardzo ok, ale teraz ..ma super! Organizm zareagował spaleniem brzuszka :))
- Nie od dziś mówią, że podczas biegania spala się dużo kalorii
- Bieganie jest TANIE
- Nie jest kosztowne i wymagające specjalnego miejsca, karnetu
4. STRÓJ I "SPRZĘT"
-Moją jedyną inwestycją są buty do biegania :) Chyba jedne z najtańszych na rynku 80 zł. Super lekkie, wygodne- ja je po prostu uwielbiam.
-Jak zaczynałam było tak -6 do -10 stopni, zakładałam więc dwie pary legginsów, koszulkę obcisłą, na to cienki golf z długim rękawem i wiosenną kurtkę z kapturem. A na nogi podkolanówki takie ciepłe, dodatkowo, żeby nie wiało hehe :))
- Nie posiadam pulsometru, nie mam żadnych sprzętów.
Słucham tylko swojego organizmu, nie męczę go i wiem kiedy, jak i ile powinnam biec, żeby nie paść trupem na drodze.
5. POCZĄTKI
Kochani, pisałam na samiutkim początku jakie miałam dystanse. To naprawdę było 200m na dzień !!!
Przeczytałam artykuły na www.bieganie.pl z wieloma radami dla początkujących. Jest cała masa rozpisanych treningów, marszobiegów, itd.
Ja zdecydowałam się na inny krok.
Absolutnie nie byłam osobą, która na "dzień dobry" miałaby (po latach leżakowania) zrobić trening na 30 min. (4min. marszu, 1 min. biegu, itd) Po prostu gdybym przebiegła 1 min. normalnym tempem, zdechłabym od razu Marszobiegu spróbowałam raz i stwierdziłam, że to nie dla mnie :) Nie chciało mi się odmierzać czasu, ile biegu ile marszu, a poza tym jak biegłam, zgrzałam się, potem jak szłam to ochładzałam się- a był mróz... To nie dla mnie !!
Moja metoda polegała na tym, że wraz z każdym treningiem będę wydłużać sobie trasę o 50m- o 100m, wszystko w zależności od tego, jak będę się czuła. I to było tyle- 200m truchtu i koniec. Biegłam 100 metrów w jedną stronę i wracałam do domu. Cały czas biegiem, żeby się w trasie nie zatrzymywać, tylko tak, że wyruszam, przebiegam tylę, ILĘ MOGĘ, wracam.
WSZYSTKO PO TO, ŻEBY SIĘ NIE ZNIECHĘCIĆ !!!
Znam siebie, swoje lenistwo i zniechęcenie, gdybym miała mega zakwasy, albo gdybym wypluwałam płuca.
MOJE ZASADY:
I. Bieg zawsze CO DWA dni ! <nigdy dzien po dniu, nawet gdy biegałam szalone dystanse 200m- robiłam dzień odstępu żeby odpocząć , żeby organizm bardzo stopniowo przyzwyczajał się do nagłego wysiłku>
II Bieg na bardzo krótkie dystanse !!!
III Bieg tak wolny, że prawie marsz, ale jednak to truchcik :)) Ciałko się trzęsie, mięśnie pracują ;))
IV Kontrola oddechu !! <tego musiałam się nauczyć, kontrolowałam wciąganie powietrza nosem, wypuszczanie ustami> Teraz już nawet o tym nie myślę, robię automatycznie.
V Bieg w każdą pogodę. Nie ma złej pogody ! Przeżyłam mróz, śnieg po kolana, śnieżycę sypiącą mi w twarz, wiatrzysko, lekki deszcz, odwilż (od razu zmoczyłam buty). Wychodziłam z domu i koniec. Wszyscy mi mówili, że jestem czubkiem, ale ja wiedziałam swoje. Jak zrezygnuję to się poddam już całkowicie. NIE MOŻNA odpuszczać i koniec !!! Pogoda to wymówka i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej
VI Bieg bez zatrzymywania się - powód banalny. PO PROSTU BYM NIE RUSZYŁA, gdybym zrobiła przerwę :))
Kochani, ja po tych moich 300m, potem 450m, potem 500m (!) zawsze miałam ból w nogach, zakwasy - aż się wierzyć nie chce !!!!
A jaka była radość... Jak po jakimś czasie przebiegłam 500m to myślałam, że umrę z radości :D Nie mówiąc później o 1 km !!!
I z każdym dniem, z każdym treningiem biegłam dalej i dalej. Powolutku i coraz dalej.
Jeśli chodzi o nieprzyjemności jakie mnie spotkały zw. z bieganiem:
- drwiny ze strony mojego brata, który twierdził, że ja nie biegam tylko "chodzę" i że chyba sobie jaja robię z tym, że biegam na 200m i koniec. Mówił na mnie "długodystansowiec" heheh :)) Ale ja się śmiałam z nim- BO WIEDZIAŁAM, ŻE ROBIĘ DOBRZE !!
W zgodzie ze sobą i swoim organizmem!!
- po drodze ludzie się gapili i gapią i... BEDĄ się gapić ! Trudno, mam ich gdzieś :)
- Znajomi chcieli mnie wyciągać od razu na 5km i wkurzali się, że ja się nie zgadzam.
Nie mogłam się na to zgodzić, mam swoje tempo, mam swój system i wara od niego Nie dam się zniechęcić.
NIE BĘDĘ SIĘ POPISYWAĆ, że przebiegnę 3km, 5km, czy 10- kiedy wiem, że NIE JESTEM na to GOTOWA!!!!!
6. JAK DŁUGO CZEKAŁAM NA EFEKTY
W związku z powyższym, efekty miałam "za każdym razem" !! Widziałam poprawę z każdym treningiem, bo przebiegałam więcej- i to mi dawało motywację !! Chciałam biec o te parę metrów dalej (NIE SZYBCIEJ) tylko dalej.
Pewnie, że morderczym wysiłkiem dałabym rade przebiec od razu 800 a niem a nie 200
a nie 200m.
TYLKO PO CO ????
Wiem, że byłabym zombie, zniechęconym i smutnym człowiekiem.
A tak?
Wybrałam wolniutki system, który dawał mi satysfakcję i radość z każdego treningu !!!
Na początku byłam purpurowa, spocona, lało się ze mnie, oddychałam też ciężko, pomimo bardzo wolnego biegu.
Ale było lepiej ! Po tygodniu była poprawa.
Po dwóch było fajnie.
Po trzech czułam, że chudnę.
Po miesiącu byłam w stanie przebiec tyle, ile nigdy nie marzyłam, że dam radę !!!
7. MOJA MOTYWACJA DO BIEGANIA
To ciekawe pytanie :) Motywacją był mój cel- przebiec odległość od domu do domu przyjaciółki i z powrotem bez przerwy- 2,4km w jedną stronę.
Przez miesiąc do tego dochodziłam i ZROBIŁAM TO To była motywacja w osiągnięciu celu, udało się... :)))
Bardzo mnie motywuje też strona bieganie.pl, polubiłam ich na fb, kiedy widzę ich obrazki i teksty- od razu mi się chce ruszyć !!!
A teraz najlepsze- ja to po prostu szczerze POLUBIŁAM !!
Czuję się lepiej, lekko, a zarazem jestem silniejsza, mam energię...
CHCE MI SIĘ !!!
Może po tych ciężkich warunkach atmosferycznych bieganie teraz wydaje mi się czystą przyjemnością :)) Marzyłam o zwykłym asfalcie, suchym ! A nie śniegu, paci, kałużach, błocie... :))
No i widzę efekty... Nie znoszę ćwiczyć- to mi dalej zostało Nie ma opcji, nie zmuszę się do przysiadów czy do ćwiczeń z trenerkami w domu.
A jak wiem, że mam wyjść z domu, ubrać się, posłuchać fajnej muzyki- traktuję to inaczej niż zwykłe "ćwiczenia". To dla mnie też łapanie świeżego powietrza, to oglądanie krajobrazu (jak dzisiejsze gwiazdy na niebie!), zmieniająca się okolica, to trasa do pokonania, ludzie do wyminięcia...
d, do a si
NIE NUDZĘ SIĘ !!!
Ja podziwiam wszystkich, którzy mogą ćwiczyć w domu. Ja tego nie umiem i robię w zamian coś innego :))
ALE SIĘ ROZPISAŁAM !!! KTO DOTRWAŁ DO KOŃCA POWINIEN NAGRODĘ PIENIĘŻNĄ DOSTAĆ I DYPLOM DLA "NAJWYTRWALSZEGO"
I JESZCZE NIE SKOŃCZYŁAM. MOG TAK GLĘDZIĆ I GLĘDZIĆ.
KOCHANI, MAM NADZIEJĘ, ŻE NIECO POMOGĘ, COŚ PODPOWIEM...
JESTEŚCIE WSPANIALI I DZIĘKUJĘ ZA TE WIADOMOŚCI I CIEPŁE SŁOWA!!!
!IADTE WIADOMO
KOTECZKI, BIEGAMY :))
U mnie na początku to było tak:
NIE PODDAWAJMY SIĘ !!!
NIGDY !!!
PS. Wiecie co jest fajne? :) Że pozwalam sobie też na grzeszki i (chociaż dość wolno)- to jednak chudnę !
Ściskam wszystkich przyszłych biegaczy!!!
Dobrej nocy Koteczki !!!
klauduniek
8 kwietnia 2013, 02:05wiesz ale ty mieszkasz w mieście i jest inna reakcja :P bo ja od niedawna na takiej wsi, że jak ktoś z kijkami wyjdzie to od razu pół wsi wie i się śmieje ;P akurat na tej mojej wsiuwie mieszka moja stara nauczycielka i powiedziała ze jak się ciepło zrobi to będziemy razem biegać :) to spoko bakba jest, z którą można normalnie porozmawiać więc super :)))będę mieć towarzystwo przynajmniej :P tylko, że ona robi 3,5 km w ok. 20 min :D także mam niezłe wyzwanie heh :D a i jeszcze się z M założyłam, że w tym roku przebiegnę 2km bez przerwy :P i jak przegra to będzie ze mną biegał hehe :D
rroja
8 kwietnia 2013, 01:58przeczytane! też zaczęłam w końcu biegać, daję radę po 35 min nawet już :D powodzenia! :)
klauduniek
8 kwietnia 2013, 01:54okej będę pisać :P ale ja chyba zwiększę pierwszy dystans :P do 300m albo 400m :D
klauduniek
8 kwietnia 2013, 01:53re: no właśnie a ja się wyrwałam jak ten dzik i niepotrzebnie, bo tylko się zraziłam do biegania ;)) a co do ludzi to masz rację... zawsze znajdzie się ktoś taki co będzie wyśmiewał i gapił się jak ciele w d*pę ;P
klauduniek
8 kwietnia 2013, 01:48Więc od jutra postaram się ten plan wdrążyć w życie :)
klauduniek
8 kwietnia 2013, 01:46Kochana wytrwałam :D Bardzo ciekawie napisałaś ;) Ja na początek kiedyś zmuszałam się żeby biec 2 km ale teraz po przeczytaniu twojego wpisu wiem, że nie ma się do czego zmuszać ;) I zacznę to robić tak jak ty to opisałaś ;) Dziękuję Ci bardzo za tą cenną radę :) Buźka :***
Tazik
8 kwietnia 2013, 01:35Jezu ile błędów natrzaskałam w tym tekście, masakra :D