Upał. Krem, którym posmarowałam twarz przed wyjściem, skwierczy jak masło na patelni. Można zrobić jajecznicę. Są nawet jaja. Kwadratowe! No, bo po co ja tam, do cholery, idę? Ani to moja rodzina, ani nawet znajoma. Jaja! Tylko parafia moja, więc jeżeli tak blisko, to jak można nie pójść! Żółte kwiatki, co to ich wiąchę naścinałam w ogródku tuż przed wyjściem, mdleją w mokrej dłoni. Uda obcierają mi się pod najbardziej kolorową spódnicą, jaką wygrzebałam z szafy. Amarantowe, fioletowe i żółte kulki naszyjnika zostawiają białe ślady na opalającym się błyskawicznie dekolcie.
Kobierzec wieńców ciągnie się od połowy kościoła aż do stolika, na którym stoi fotografia Magdy - pięknej kobiety z długimi kręconymi włosami. Zza zdjęcia ledwo wystaje wierzchołek jasnej kamiennej urny. Prawie jakby jej nie było... Morze białych kwiatów. Pośród nich jeden wieniec czerwony z goździkami ułożonymi w logo Fundacji Rak&Roll, jeden różowy i jeden ze słoneczników - tych kwiatów, co mają zawsze "łeb do słońca". Inne słoneczniki wychylają złote głowy w nawach wypełnionych to czarnymi, to kolorowymi sukienkami. Mąż i synek Magdy są w białych spodniach i koszulach. Mąż ma buty i oczy czerwone. Mały synek mało rozumie. Ja też. Po co tu jestem? Aby wysłuchać, jak ksiądz Maciej, jak zwykle bez energii i polotu, pitoli o kresie ziemskiego pielgrzymowania? W przypadku tego życia "kres" jest tylko pojęciem porządkującym, ale nie oddającym istoty rzeczy. Długi korowód pogrzebowy wypełniający całą ulicę Łagiewnicką jest tego najlepszym dowodem.
Kolejne ręce rzucają białe chryzantemki na umieszczoną w ziemi urnę. Mąż Magdy kuca obok synka i razem wypuszczają w niebo biały balon wypełniony helem i czerwonymi balonikowymi sercami. Oczy wszystkich podążają za oddalającym się punktem. Kurde, dławienie w gardle uświadamia mi moc tego prostego symbolu.
Mąż Magdy trzyma w ręku jej komórkę i drżącym, zawieszającym się głosem czyta jej ostatnie telefoniczne notatki, które robiła jeszcze na początku czerwca: "... w jesieni 2012 roku funduję sobie rekonstrukcję piersi ... w 2013 roku jedziemy na wakacje do Australii ... mam najwspanialszego synka, najwspanialszego męża, ... najwspanialszą rodzinę i przyjaciół, ... najwspanialszy dom, najwspanialszy samochód, ... najwspanialsze, gibkie, wysportowane ciało..."
Teraz już wiem, po co płaczę w upalną sobotę nad grobem Magdy, której nigdy nie widziałam w realu. To do mnie, to do was jej słowa ...
--------------------------------------
P.S. Hej, Odchudzaczki, poczytajcie sobie w necie o Magdzie Prokopowicz. Obejrzyjcie choć to (kliknijcie w mały obrazek o tym samym tytule, co mój post, czyli video2, video1 się nie otwiera):
http://dziendobry.tvn.pl/video/leb-do-slonca,1,newest,50241.html
wiosna1956
2 lipca 2012, 16:24ja oczywiście się poryczałam ...
lwica1982
2 lipca 2012, 16:11smutna historia:(
bella.17.
2 lipca 2012, 15:45W takich momentach brakuje odpowiednich słów... Pozostaje tylko podziękować.
KaSia1910
2 lipca 2012, 15:41strasznie smutna historia, szkoda, że bez happy endu. Współczuje mężowi, szkoda mi synka. Takie chwile jak te potrząsają nami, wskazują co jest ważne a co mniej ważne. My często mylimy priorytety, zagłębiamy sie w swoje błahe problemiki a nie widząc z czego powinniśmy się cieszyć. pozdrawiam PS nie mogę otworzyć tego filmu, pewnie dlatego, że jestem w UK. Spróbuję znaleźć na youtube
Margolcia0803
2 lipca 2012, 15:29[*]
savelianka
2 lipca 2012, 15:25:(
izaa22
2 lipca 2012, 15:14Śledziłam jej losy od ponad roku... ciągle nie wierzę :( dziękuję za ten wpis
piteraaga
2 lipca 2012, 15:06:(
Weronika.1974
2 lipca 2012, 14:49takie to smutne, a tyle w tym nadziei i optymizmu!!! dziękuję że tam byłaś i że nam o tym opowiadasz :)
PannaGomez
2 lipca 2012, 14:47; ((
sobotka35
2 lipca 2012, 14:47Oczywiście nie wiadomo jakich użyć słów:((
gilda1969
2 lipca 2012, 14:44... :(