Wasze wyczerpujące (czyli obszerne :)) komentarze obudziły we mnie ducha walki. Dzięks! Czas włączyć opcję: spięte poślady, granitowa wola, uzda w zęby i wioooo!
Ostatni tydzień spędziliśmy z małżonkiem pod Mosiną w Poznańskiem, świętując ze znajomymi okrągłą rocznicę naszego ślubu.
Był z nami młody niewidomy masażysta, który na co dzień zajmował się rekonwalescencją dzieci w szpitalu. Masowanie kilkunaściorga wątłych ciałek dziennie to jednak bardzo wyczerpująca praca fizyczna. Po jednym z ostatnich pacjentów masażysta, chcąc złapać chwilę oddechu, zastygł przy biurku. Usłyszał jak otwierają się drzwi, klap, klap, klap klapeczki zbliżyły się do kozetki do masażu, pach - ręczniczek wylądował gdzie trzeba, fruuuu - koszulka i spodenki poszybowały na oparcie krzesła. Ośmiolatek wgramolił się dziarsko na kozetkę, rozłożył ciałko i na chwilę zaległa niezręczna cisza. Potem do uszu masażysty dotarły zniecierpliwione sylaby:
- Em-a-es-a-żet - mówi to panu coś?!
laskotka7
22 czerwca 2012, 10:01no kochana pięknie, trzeba wyjść na prostą, gonitwa rozpoczęta!!! a maluch hmmm nie wiem czy się śmiać czy płakać nad jego bezczelnością....
ewakatarzyna
22 czerwca 2012, 09:56Wiedziałam, że się nie poddasz. Powodzenia.