Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Artykuł Hani :)
16 marca 2007
Pewnej wiosennej nocy miałam piękny sen. Brnąc przez zasypaną śniegiem ulicę, usłyszałam cichutkie kwilenie. Zatrzymałam się i spojrzałam w bok. Na puchowej śnieżnej pierzynce leżało maleńkie dziecko. Podniosłam je i przytuliłam mocno do piersi. Kiedy się obudziłam, wciąż czułam w swoich stęsknionych ramionach ciepło jego drobniutkiego ciałka.
Zapisałam ten sen w pamiętniku, a kilka tygodni później okazało się, że właśnie tego dnia przyszła na świat moja córka...
* * *
Zawsze wiedziałam, że będę mamą. Nawet wtedy, gdy zaczęły się problemy ze zdrowiem, a lekarze bezradnie rozłożyli ręce. Nigdy nie straciłam nadziei.
Jedni ludzie dojrzewają do decyzji o adopcji latami, inni wybierają bezdzietność ��" dla mnie zgłoszenie się do ośrodka adopcyjnego było kolejnym krokiem w drodze do upragnionego celu. Krokiem jak najbardziej naturalnym, choć nie znałam wcześniej nikogo, kto przeszedłby tą drogą. Bóg zamknął drzwi, ale otworzył na oścież okno, a ja w porę je dostrzegłam...
Teraz wydaje mi się, że wiedziałam to od zawsze: nie trzeba urodzić dziecka, by doświadczyć cudu macierzyństwa. Przeczucie mówiło mi, że rodzicielstwo adopcyjne w niczym nie ustępuje biologicznemu. I dziś ��" jako mama zarówno adopcyjna, jak i - od niedawna ��" biologiczna, a tak naprawdę po prostu „mama”, mogę powiedzieć tylko jedno - nie myliłam się!
* * *
Większość macierzyńskich historii miłosnych rozpoczyna się, gdy młoda kobieta dowiaduje się, że w jej łonie rozwija się nowe życie. Potem z reguły następuje cudowny czas ciąży, a w końcu poród. Mama adopcyjna również oczekuje na swoje dziecko i jest to okres nie mniej emocjonujący niż ciąża. Po szeregu spotkań z psychologami i pedagogami w ośrodku adopcyjnym przyszli rodzice dowiadują się, że zostali przyjęci w grono oczekujących na „ten telefon”. „Ten telefon” to informacja z ośrodka, że czeka na nas nasze dziecko... O tym, że akurat ten mały człowiek stanie się częścią naszej rodziny decydują pracownicy ośrodka, ale ja głęboko wierzę, że tak naprawdę macza w tym swoje palce Ktoś zupełnie inny...
Kiedy zadzwonił telefon z ośrodka, nie było mnie w domu. Wspaniałą wiadomość oznajmił mi mój mąż. Nigdy wcześniej nie czułam się tak szczęśliwa - śmiałam się i płakałam na przemian... Mąż z przejęcia zapomniał zapytać o płeć dziecka, więc dopiero kilka dni później dowiedzieliśmy się od pani pedagog, że urodziła nam się córeczka.
Do dzisiaj w najdrobniejszych szczegółach pamiętam dzień, gdy poznaliśmy nasze dziecko. Staliśmy nad łóżeczkiem Oleńki, a nasze spojrzenia mówiły: „Tak, to ona, nasz skarb, nasze upragnione dzieciątko, nasza wymarzona córunia. Nareszcie się odnaleźliśmy!” Od tamtej pory uczucie wdzięczności stale towarzyszy mojemu życiu. Każdego dnia dziękuję Bogu, że pozwolił mi być mamą tej cudownej istotki...
Jest taki zwyczaj, że świętuje się dni związane z adopcją. Poza tym najważniejszym ��" pierwszym spotkaniem, było ich jeszcze kilka. Oleńka nareszcie w domku ��" pierwsza kąpiel, pierwsze usypianie, nieprzespana z emocji i lęku o małą noc... Pamiętam rozgwieżdżone niebo nad moją głową, kiedy wyszłam na balkon, gdy Ola już zasnęła - to uczucie bezgranicznego spełnienia i szczęścia, jakie mnie wtedy ogarnęło... Ważnym dla nas dniem był także ten, w którym odbyła się rozprawa sądowa, a nasza miłość stała się „prawomocna”... Po powrocie chyba tysiąc razy powtórzyłam córeczce, że już na zawsze będziemy razem. I jesteśmy, a każdy nowy dzień, każdy uśmiech mojej córuni, każdy buziak czy wypowiedziane słowo to kolejne małe cuda.
* * *
Popularny serial dokumentalny przedstawia rodzicielstwo adopcyjne jako akt miłosierdzia, współczucia albo ��" co gorsza ��" litości. Ludzie, którzy nie zetknęli się z cudem adopcji osobiście, często postrzegają ją podobnie. Tymczasem prawda wygląda zupełnie inaczej. Adoptujemy dzieci, ponieważ pragniemy ukoić ból naszych samotnych, bezdzietnych serc, a mówiąc bardziej trywialnie ��" niczego nie pragniemy bardziej, niż być rodzicami. Współczucie, a tym bardziej litość nie mają nic wspólnego z miłością, którą my ��" rodzice adopcyjni ��" obdarzamy nasze dzieci. Nie ma w adopcji nic z „dobrego uczynku”, przygarnięcia „biednej sierotki” czy „wzięcia dziecka na wychowanie”. Czy gdybyście czuli, że gdzieś na świecie czeka na Was Wasze dziecko, nie przeszlibyście siedmiu gór i lasów, nie przepłynęlibyście wpław oceanu, by wreszcie do niego dotrzeć? Na tym właśnie polega adopcja...
jojo39
16 marca 2007, 11:16ty wiesz jak wzruszyc człowieka :)