Seth, mój pies wlecze się jak mucha w smole, a ja biegam, a właściwie idę prawie w miejscu kręcąc tyłkiem we wszystkie strony. Jest to taki trucht przypominający chód Korzeniowskiego. Boki zrywać ze śmiechu.
Pomiędzy krzakami gdzie nikt mnie nie widzi trucht staje się aktywniejszy. Pies nadal się wlecze bo do tego dochodzi jego wielkie zdziwienie. A ja idę i tyłkiem kręcę. Może stabilizacja też się zdziwi i spadnie?!?
Myślę, że w wieczór Wigilijny mój pies powie mi co o mnie myśli kiedy robię mu taki obciach na spacerze. Ale co tam obciach, może wreszcie ta cholerna stabilizacja się ode mnie odczepi. Już ja ją załatwię. Nie będzie miała miękkiego ładowania, o nie!!! Jutro umieszczę tabelki dzisiejszego ważenia. Dowiemy się u których dziewczynek też zagościła panna stabilizacja. Ona jeszcze nie wie, że nie pozwolimy jej na dłużej zamieszkać.

gochat
15 października 2010, 10:56Widze,że Twojemu odchudzaniu towarzyszy dobre poczucie humoru. a to już pół wygranej. Gratuluję zrzuconych dotychczas kilogramów i trzymam za ciebie kciuki dalej. pozdrawiam
gorzatka2
15 października 2010, 10:48u mnie też stabilizacja zagościła. Zgłaszałam na początku naszej podróży najmniej wagi do zrzucenia, a mimo to, nawet jej nie wygnałam, ruszyłam ją tyćko, ale wróciła. Pomijając mój marny wynik bardzo dziękuję za wspaniałe motywowanie, dzięki tej podróży, jakoś więcej spokoju zagościło w tym moim odchudzaniu. Liczę, że w końcu mi się uda, ale jednak jeszcze wolniej, a przy większym zaciśnięciu pasa. Tobie życzę powodzenia i miłej rozmowy z psem w wigilijny wieczór :)