będzie dłuuugo
Lata całe przydeptałam w sobie i politologa i polemistkę i mianowanego urzędnika państwowego. Politolog podnosił czasem łeb przy okazji wyborów. I tyle
Ale teraz!!! Różne reakcje, wasze vitalijkowe, oraz medialne, zewnętrzne (dziś 7 godzin byłam podsłuchawkowana do radia) mnie poruszyły. Wsadzę więc kij w mrowisko. Jeszcze głębiej. A że mnie mrówki oblizą... No cóż, taka ich mrówkowa natura. Kąsając, może jakaś mrówka zacznie myśleć...
Nóż mi się otwiera w kieszeni. Jak automatyczny scyzoryk. Że złości.
Na obłudę.
Chcą go uhonorować. Nadawać jego imię mostom, ulicom. A nawet nazwać jego imieniem nazwać Stadion Narodowy. A ja się pytam nieśmiało - za co? Czy tragiczna śmierć zrobiła z niego Wielkiego Polaka???? Co najwyżej ta śmierć spowodowała gwałtowną zmianę w stosunkach-polsko rosyjskich. Ale póki co - jest to ocieplenie chwilowe. Takie zmiany stosunków międzynarodowych ocenia się właściwie dopiero w szerszym zakresie czasowym. Więc za co ma być tak uhonorowany???? Cóż zrobił tak wspaniałego? Czy choćby tylko wielkiego?
Owszem, zginął tragicznie. Owszem, (jakoś tam) w trakcie wykonywania obowiązków. Ale ludzie tak samo jak on giną codziennie. Cieć, co dostał od złodzieja w głowę. Policjant, pobity na śmierć przez chuliganów. Kierowca karetki staranowanej przed tira. Kasjerka banku, zamordowana przed bandytę. Im się pomników nie stawia. Bo nie byli na świeczniku?.... Więc za co ???
Na obłudę numer dwa.
Jeszcze zeszłotygodniowe wydania gazet, tygodników pełne były artykułów o tym, że to kiepska prezydentura. Że nieodpowiedni człowiek na tak exponowane stanowisko. Że mądry, owszem, że erudyta, ale jednocześnie uparty, ulęgający zacietrzewieniu.
Tomasz Lis napisał felieton o tym, jak w Polsce siła najważniejszych stanowisk nie zależy od konstytucji, a od osobowości człowieka. Lis stwierdził, ze nigdy nie było i pewnie już nie będzie tak słabego prezydenta, jak ten obecny. Dzisiaj nie odważyłby się powtórzyć tego samego stwierdzenia. Kto inny zresztą z krytycznej braci dziennikarskiej teraz ośmieliłby się powiedzieć to głośno? Chyba nikt. W obawie przed linczem.
Z mediów już trzeci dzień sączy się nostalgia, jaki to był dobry, mądry, cudny Mąż Stanu..... To te same głosy, ci sami ludzie, którzy jeszcze we czwartek, jeszcze w piątek... Jedna vitalijka do mnie pisze "kiedy słyszę jakiego wspaniałego prezydenta straciliśmy - z ust tych samych osób, które wyrażały się do tej pory negatywnie o stylu sprawowania Lecha Kaczyńskiego, mam wrażenie, że tkwię w jakimś matriksie"
Wypowiadał się dzisiaj psycholog społeczny: Na pewno nikt przytomny nie powie dziś głośno: nie lubiłem Lecha Kaczyńskiego i miałem nadzieję, że nie wygra reelekcji, choć oczywiście wiele osób tak pomyśli. Politycy mogą wkrótce przeszarżować z wyrażaniem sympatii dla Lecha Kaczyńskiego, bo zachowania niektórych z nich, już dziś część z nas odbiera jako typowo polityczną hipokryzję. Włącza się myślenie: przecież oni się wcale nie lubili, przecież się zwalczali, a teraz jeden mówi, że zmarły był jego najlepszym przyjacielem....
Po trzecie.
Na robienie sobie zewsząd dupochronów, choć to dotyczy tylko wojska. W sobotę ze zdumieniem słuchałam listy w części dotyczącej przedstawicieli armii. Szef sztabu generalnego i szef BBN, no trudno. Wojska zmechanizowane, wojska lądowe... może już starczy? Dowódca garnizonu Warszawa. Chyba zwariował, po co się tam pchał? Dowódca sił powietrznych, jeszcze jeden. Dowódca Marynarki, po co tam marynarz? Okręty jakieś tam są?! Kutry? A na okrasę dowódca sił specjalnych. Tajniak w Katyniu??? POWARIOWALI???
Po katastrofie w Mierosławcu powstała w wojsku instrukcja bezpieczeństwa, aby nigdy wspólnej podróży nie odbywali dowódca i jego bezpośredni podwładni. Miało to zapewnić bezpieczeństwo pionowe. I to działa. Ale chyba nikt nie mógł pomyśleć, że armia postanowi na własne życzenie się narazić w sposób poziomy!!!! A jednak! I w poniedziałek słowa jakiegoś mandaryna wojskowego brzmiały dla mnie jak herezja. Że "odpowiednie procedury zostały zachowane".
Znajomi Kanadyjczycy i Amerykanie, rdzenni i Polonusy oczy przecierają ze zdumienia i mailami ślą mi słowa brukowane.
Po czwarte.
Na zrobienie show z tragedii. Mierzi mnie zwyczaj zapalania zniczy w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Taka moja osobista obsesja. W niedzielę, gdym rowerem na lotnisko jechała, szukałam kiosku ruchu otwartego. Znalazłam dwa. I do obu ludzie stali głównie po znicze. O ile po śmierci papieża ten łańcuch zniczowy wzdłuż Alei Jana Pawła wzruszał, to dziś budził moją niechęć. Próba powtórzenia na siłę tamtego przejmującego zdarzenia.
Drugi, nie-niepotrzebny, tylko nadmierny, to ten show na trasie przejazdu. Naprawdę, można to było bardziej elegancko zorganizować, w sposób bardziej stonowany. Gdym przejeżdżała drogą konduktu, to widać było, kto przyszedł w żałobie, z potrzeby serca. A kto na spacer z kumplami. A kto na widowisko. Przyznam się, że byłam w duszy zbudowana jednak ilością osób pogrążonych w smutku i żałobie. W czerni i w milczeniu czekali po prawie 3 godziny. Warszawiacy i ci, co przyjechali specjalnie, stanęli na wysokości zadania. Tak jak ten wielosetny tłum na Wirażowej, gdy lądowała Casa. Zamilkli...
Tak, vitalijko. To nie ja zrobiłam show z tragedii. Ja go tylko opisałam. Przyznając z dumą że zwyczajni ludzie stanęli ponad show.
Po piąte, na obłudę w wymiarze personalnym, osobistym.
Jedna z vitalijek napisała mi, że nie powinno się źle mówić o umarłych. Łacińska sentencja, z której pochodzi to powiedzenie tak dokładnie to mówiła o nierzucaniu kalumnii na zmarłego. A poza tym każda osoba publiczna poddaje się dobrowolnie osądowi publicznemu, i za życia i po śmierci. Czy to będzie polityk, sportowiec, aktor, członek rodziny panującej czy pisarz. I nie ma tak, że śmierć jakiejś osoby publicznej nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawia, że poglądy czy dzieła zmarłego zyskują na prawdzie. Na słuszności. Czy choćby tylko na atrakcyjności. I że człowiek popełniający błędy za życia, nagle z nich zostanie wybielony w chwili tragicznej śmierci.
Na niewiarę w naszą szlachetność. To po szóste.
Przecież my nie jesteśmy inni czy gorsi niż reszta ludzi na świecie! Silnie przeżywamy tę żałobę narodową. I prawdziwie. Powody są różne. Przede wszystkim stoimy bezradnie w obliczu katastrofy, która się zdarzyła. Solidaryzujemy się z poległymi, dlatego, że ich lubiliśmy, bądź po ludzku jest nam ich żal. Możemy przecież kogoś nie lubić, ale nigdy nie życzymy mu śmierci. W obliczu takiej tragedii musimy starać się oddzielić nasze sympatie i antypatie od zwykłego, ludzkiego współczucia, postawić się w sytuacji rodzin i bliskich ofiar. Zastanowić się, jak byśmy sami czuli się w podobnej chwili. Piszecie: nawet się go nie lubiło, a jednak żal faceta. I pozostałych ludzi
Po siódme na brak chęci sprawdzenia podstawowych faktów.
Przynajmniej tych dotyczących samolotów. Domorośli specjaliści lamentują nad tym, iż naszych władców wożą (sorry, woziły) stare samoloty, latające trumny, obiekty zabytkowe, itepe.
Bo proszę.
Air Force One jest konstrukcją z 1969, produkcja 1990. To model Boeing 747 -200B, a dokładniej Boeing 747-2G4B "Jumbo Jet". Teraz Tu-154, czyli ten Tupolew. Wprowadzony do eksploatacji w 1972 r., produkowany do 2001 roku. 14 samolotów tej serii PLL LOT nabył w 1986. Po 1989 roku Tu-154 zostały wycofane z LOT, jednak dwie maszyny typu Tu-154M Lux były używane przez najwyższe władze państwowe, samolot z numerem 101 został wcielony w 1990 roku. Cztery lata później został wcielony samolot z numerem bocznym 102 (rok produkcji - 1990)
W sobotę spadł samolot 101, wyprodukowany między 1986 a 1990.
Obie konstrukcje, radziecka i amerykańska, powstały w tych samych latach. Amerykańskiemu prezydentowi wystarcza samolot 20 letni. Nam ma nie starczać maxymalnie 24 letni?
Na zamykanie oczu na niewygodne fakty. Chyba po ósme.
Żeby stwierdzić, jak był odbierany Kaczyński na arenie międzynarodowej, trzeba czytać tamtejszą prasę, oglądać obcojęzyczne stacje. I to z różnych orientacji politycznych. A nie tylko nasze polskie po-relacje z obcych mediów. Zresztą obarczone linią gazety. Jeśli ktoś pisze, że tu w kraju "cwaniaczki z PO wykreowały jego niemedialność zagraniczną" to chyba nie wie, na czym polega siła i niezależność mediów, które od lat wielu są swobodne. Albo, że "za granicą Pan Prezydent był szanowany i podziwiany". No owszem, tak zawsze hurraoptymistycznie pisała prasa polonijna. Nasza! Polonijna! Albo że opieram swój pogląd na prezydenta na szymon show. Przyznam się, żem musiała szukać w góglach, co to takiego.
Ręka w nocniku.
Obyśmy my, jako naród, nie obudzili się z ręką w nocniku.
W ferworze vitaliowej dyskusji padły słowa: "(niestosowne pytanie "jak śmiał??" on sam chyba nie wybrał sobie takiej śmierci....?" Dotyczyło to mojego utyskiwania, że wróg mi zniknął. Oczywiście pisanego w pewnej konwencji. Ach, zresztą to samo prawie powiedział niedzielą Wałęsa " ja mu w tym momencie wybaczyłem, ale on mi już nigdy nie wybaczy"
A jeśli się okaże, że jednak sam sobie wybrał taką śmierć?????
Z racji bycia Polką - wolałabym, by odpowiedzialnymi za katastrofę okazali się inni. Okazała się pogoda. Że z gęstej mgły wychynął niespodziewany piorun i trafił samolot w nos. Że zawiniły warunki techniczne lotniska. Że maszyna była zepsuta, niesprawna. Że to rosyjski spisek.
Wszystko, tylko żeby się nie znaleźć z ręką w nocniku !!!!!
Corriere della Sera w poniedziałek przypomniał sytuację z Gruzji, z Tbilisi w 2008 roku. Pilotujący maszynę prezydencką nie zgodził się lądować z powodu niebezpiecznej burzy. Sprzeciwił się bezpośredniemu prezydenckiemu poleceniu. Wiecie, ile jeszcze był w wojsku potem? 2 i pół miesiąca. Zwolniony z powodu.... nieposzlakowanej służby.
Edit z dnia 15 kwietnia.
Proszę wybaczyć mój błąd. Duży. Biję się w nadpiersie, aż echo idzie. Nie sprawdziłam wystarczająco dokładnie. Wystarczyła mi fałszywa plotka. Pilot nie został zwolniony. Wręcz przeciwnie. Więcej wyjaśnień w najbliższym wpisie.
To poniżej to są ogólnodostępne fakty, tylko poskładane do kupy; proszę włączyć analityczne myślenie:
-samolot wyleciał z Warszawy o 7:23 czasu polskiego;
-odległość Smoleńska od Warszawy to 936 km
-samoloty pasażerskie takie dystanse przelatują w ponad 1,5 godz.
-uroczystości w Katyniu miały się rozpocząć o 9:00 czasu polskiego
-warunki pogodowe w Smoleńsku można było sprawdzić w momencie wylotu
-pas w Smoleńsku ma 1600 m długości ( jest lotniskiem wojskowym, MIGi 29 do startu potrzebują 240, a do lądowania 600 metrów)
-samolot TU-154 dla bezpiecznego lądowania potrzebuje pasa o długości 2000 m, choć wystarcza mu te 1600, ale przy doskonałej widoczności i luxusowych warunkach wiatrowych
-samolot był pełen VIPów, w tym ludzi o stanowiskach najwyższej rangi państwowej i wojskowej.
-najbliższe inne lotnisko jest w Witebsku, 124 km, to Litwa i też lotnisko wojskowe.
I tu cisną się na usta pytania:
- kto zaplanował wizytę w Katyniu w ten sposób, ze nie pozostawił żadnego manewru czasowego na gorsze niż idealne warunki? (można było wystartować np. dwie godziny wcześniej, ale to by znaczyło zerwać gości dwie godziny wcześniej)
- kto zaplanował lądowanie w Smoleńsku maszyną, która teoretycznie już w momencie wylotu miała małe szanse na szczęśliwe lądowanie ( długość wymaganego pasa do lądowania!!!)
-kto zgodził się na naszpikowanie jednego samolotu taką ilością VIPów, że zagroził naruszeniem ciągłości władzy w kraju?
-dlaczego tak wielu VIPom zależało na pokazaniu się w Katyniu? (zbliżające się wybory?)
-kto tak naprawdę podjął decyzję, że samolot musi natychmiast tu lądować? (no bo jak to będzie wyglądać medialnie, gdy delegacja prezydenta się spóźni kilka godzin na transmisję TV, lub nie daj Boże w ogóle nie doleci, a przecież premierowi 7 kwietnia się udało?)
Wyobraźcie sobie, jak muszą cierpieć rodziny pilotów, o których śmierci mało się mówi, natomiast bez pardonu mówi się, że to oni najprawdopodobniej podjęli złą decyzję o lądowaniu.
Samolot pilotował kapitan. Nie piszę tego jako stanowiska, tylko miał taki stopień wojskowy. To jednak mało. Ale ten facet od razu po skończeniu Dęblinianki został wzięty do jednostki wożącej prezydenta i premiera i innych. I w międzyczasie ukończył mój wydział, o czym doczytałam dopiero teraz. Zdolniacha, politologiem został dodatkowo.
Ale był tylko kapitanem. Mogę sobie bez trudu wyobrazić sytuację, gdy w samolocie zaczyna się robić ciasno w czasie. Prezydent jest Naczelnym dowódcą Armii Polskiej. Jest szef sztabu generalnego. I jest bezpośredni dowódca Sił Powietrznych. Jeżeli oni wszyscy KAZALI mu lądować?.... Jeżeli SAMI SPROWADZILI ŚMIERĆ ?....
Bardzo się tego boję.
Świadkowie mówią o czterech okrążeniach lotniska. Jeśli ktoś choć raz stał na lotniskowym pasie podejścia, to wie, że samoloty nie obniżają lotu pędząc po okręgu. Pilot te cztery razy próbował lądować. Za wszelką cenę.
ps
I proszę mi nie robić wyrzutów, że wspominam o braku urody pani prezydentowej. Przecież nikt by nie śmiał powiedzieć, że była piękna. Ani nawet, że była ładna. Ale w jej przypadku nie o urodę chodziło. Nastała po eleganckiej i ładnej Kwaśniewskiej. Na początku zrobiła fatalne wrażenie, zaniedbana mysza przy zajętym mężu. Ale chwilę później zajęli się nią styliści. Urody nie poprawili, ale dali jej oprawę. I ta kobieta zabłysła!!! Bo okazało się, że jest mądra. Zna wiele jeżyków. Potrafi mieć inne poglądy niż mąż. Przyznam się, że szczerze ją podziwiałam. Ale przecież nie za urodę! I nie za to, że na swojej stronie internetowej odejmowała sobie lat. Ale za to, że nadała inny wymiar naszej Polskiej First Lady. Elegancka, mądra, stanowcza, zawsze w obronie męża. I jednocześnie odporna na ciosy. Pamiętacie chyba, jak rydzykowe radio nazwało ją czarownicą, bo się publicznie nie zgodziła z ich stanowiskiem antyaborcyjnym.
Z myszy stała się damą. Prawdziwą.
Dziś jest necie piękne wspomnienie Magdaleny Środy o pani Kaczyńskiej. O dowcipie, jaki zrobiła zaproszonym dziennikarkom na 8 marca. Podała lurę herbacianą do picia. Ohydne ciasteczka. Zamokłe słone paluszki. A potem panowie wnieśli kartony z pudełeczkami rajstop, rozdawali te rajstopy i wręczali goździki. I jeszcze pokwitowanie. Kto pamięta tamte czasy, doceni finezję dowcipu. Słabsza kobieta by się na coś podobnego nie zdobyła.... Potem była oczywiście wyśmienita kawa.
ps 2
Od jutra chyba wrócę do grzecznego i łagodnego opisywania wagi, diety, aktywności. Pisanie "politologiczne" wyczerpuje. Konstruowanie zdań, formacji, ciągów myślowych męczy. Skupienie dręczy. Ale jaka potem frajda!! Dziękuję perfidnie za danie mi inspiracji.
I dziękuję vitalii1959 za.. hm, badania źródłowe.
dopisek z wtorkowej popołudniowej chwili, bo kilka osób uparło się poznać moje zdanie w kwestii prezydenckiego pochówku na Wawelu
no więc tym Wawelem to ja nie wiem, co myśleć.... nie umiem sprawdzić, czy to miejsce władców czy Wielkich..... jeśli władców, to jak najbardziej ok, w końcu to pierwszy powojenny zmarły prezydent, wcześniejsi żyją.... ale jeśli jako Wielki ma być tam pochowany, to.....litości...... podano w oficjalnym komunikacie, że to decyzja rodziny... nie sądzę, żeby córka, ta młoda kobieta wyraźnie ma już dość medialności, na lotnisku było widać, zaś chora matka o niczym nie wie, więc brat??.... to decyzja brata ??? . . .. . . jeśli tak - to wygląda to na brutalne zbijanie popularności
ale ponieważ nie wiem - to nie zajmuję stanowiska
zaś wybór rodziny Kaczorowskiego podoba mi się jak najbardziej
rozaar
13 kwietnia 2010, 07:23Bardzo dużo wątpliwości i niejasności,mnóstwo pytań na które nie wiadomo czy znajdzie się odpowiedź.Nie wiadomo czy biedni piloci nie zostaną sprawcami tego fatalnego zdarzenia pomimo iż być może lądowali na czyjeś wyraźne polecenie.Ktoś musi zostać bohaterem.Żal mi ludzi,a jeszcze bardziej Ich rodzin które muszą z tym żyć.
motylek119
13 kwietnia 2010, 07:02mimo, że nie do końca zgadzam sie z wszystkim co opisałaś, piszesz bardzo ładnie, życiowo i trafiająco w sedno. Ja też mam głowę pełną wątpliwości, i też boję sie tego czy to wina pilotów, którzy odrazu zostali (bezpodstawnie?) oskarżeni. Jestem pełna uznania dla wszystkiego co tu przedstawiłaś. Ja nie zamierzam kłamać, co do prezydenta mam mieszane odczucia co do jego "rządów", ale on był też ojcem, mężem, dziadkiem, a nikt nie zasługuje na taką śmierć- ani On, ani 95 innych ludzi, którzy zginęli tak nagle... Oceniam ich jako ludzi, którzy mieli swoje życie, rodziny, a nie jako polityków. CHoć wielu z nich było naprawdę uznanymi, zasłużonymi ludźmi. A uczynienie bohatera z prezydenta, też jest moim zdaniem nie na miejscu. Nie po tym jak kiedyś go oczerniano, a teraz fałszywie robi sie z niego bohatera. Pozostaje nam modlitwa nad duszami zmarłych. Ps. Gratuluje jeszcze raz zdroworozsądkowego podejścia do sprawy.
Bluelight
13 kwietnia 2010, 06:43jestes bombowa!!!!!! ja wczoraj zostalam nazwana ze jestem nawiedzona hehehe i dostalam nieladny wpis pod moim wpisem jak zginal moj partner !!! mysle ze TY jestes super!!! Napisalas cos co inni mysla ale nie powiedza bo niewypada hipokryci!!!! Gratuleje i tak trzymac!!!!
rybka22
13 kwietnia 2010, 01:13Przeczytałam Twoje dwa ostatnie wpisy i próbuje zebrać myśli. Chciałam coś napisać, skomentować, dodać, ale co tu dodawać? Ujęłaś to super. Zebrałaś w całość i świetnie ubrałaś w słowa to co mi chodzi po głowie drugi dzień. Bardzo Ci dziękuję!!! Cieszę się, że zrobiłam sobie przerwę w pisaniu magisterki (a utknęłam własnie na pracownikach mianowanych), weszłam na Vitalię i trafiłam na Twój wpis. Jeszcze raz dziękuje, takiego wpisu mi brakowało. Pozdrawiam
kasiulek2100
13 kwietnia 2010, 00:49Właśnie po co zastanawiam się to wszystko tutaj...Całe te dywagacje, roztrząsanie, gdybanie, wbijanie jakże cienkich szpilek. Są takie sytuacje, gdzie należy pokłonić z pokorą głowę, zadumać chwilę i siedzieć cicho...
alldonka
13 kwietnia 2010, 00:33Ulżyło ???
delicja78
13 kwietnia 2010, 00:31dziękuję za wszystko co napisałaś!!! nic dodać nic ująć!(czekam tylko na wiadomości z czarnych skrzynek,bo prawdopodobieństwo powtórki z Gruzji dość duże...) tylko ludzi szkoda...nie elit,nie bohaterów czy mędrców narodu...po prostu ludzi.tylko i aż tyle... a wciskania pośmiertnych aureoli nie znoszę...niesmak i poczucie zażenowania...
renianh
13 kwietnia 2010, 00:06Od trzech dni przeżywam ten dramat ,dziś już miejsca nie mogłam sobie znaleźć ani normalnie funkcjonować a teraz cieszę się ze zamiast ze sprzecznymi myślami położyć się spać odpaliłam kompa i przeczytałam to co napisałaś .Dziękuję Ci i zgadzam się z Tobą całkowicie to właśnie ta obłuda tak mnie denerwuje.Ci co skakali sobie na oczach wszystkich do gardła prywatnie są przyjaciółmi,ta zmiana opinii itp...Napisałaś to co wiele osób myśli,ja tak myślę .
nanuska6778
13 kwietnia 2010, 00:04Dzieeetam:-) Toć ja dziś więcej czasu spędziam ćwiczac niz jedzac i pracujac:-))) A te dwa rzadki wcale nie ważyły 700g:-)
alunia1960
12 kwietnia 2010, 23:38Nie znam się absolutnie na polityce, nie oglądam dzienników, nie wiem kto jest kim ani w Polsce ani tu w Niemczech, ale jak się dowiedziałam co się stało i powiedziałam swoje zdanie kilku znajomym przez telefon, Skypa i na żywo to chcieli mnie żywcem ze skóry... A Ty piszesz dokładnie to co ja poczułam, tylko ładnie to ujęłaś i mądrze. Kochana jesteś! A ja nie jestem taka głupia jak próbowano mnie zbyć, o!
haanyz
12 kwietnia 2010, 23:37I alelluja! I amen! Wiekszosc Polakow tak mysli, ale na razie nikt tego glosno nie powie. Nikt z VIPow medialnych. Zacznie sie za jakis miesiac znow sieczka polityczna i pewnie brata jaroslawa wybierze nasz ciemny narod na prezydenta na znak jednosci. A najgorsze jest to, ze tak moze byc, bo tlum w euforii potrafi czynic takie cuda, o jakich sie nam nie snilo. I jak zwykle pieknie to ujelas, wspolczuje rodzinom, najbardziej rodzionom zmarlych, bo oni zostali tu, a polityki nienawidze, bo jest brudna i wstretna. I tylko sobie mysle - jaka ironia losu - Kaczynski tak szczerez nienawidzil Rosjan, a przyszlo mu zginac na ich ziemi. Jakis profesor historii powiedzial ostatnio - to chichot historii - Katyn i ten straszny wypadek. I koniec. Nic wiecej nei powiem na ten temat, ale swoje mysle.
Epestka
12 kwietnia 2010, 23:37Już się bałam, że jestem dziwadlem. Bo mam podobne odczucia. Każdy ma prawo do własnego przeżywania żaloby, a ja nie lubię w tlumie. Bo boję się, że tłum głównie szuka sensacji. Każdego czlowieka żal. I też myślę o ich rodzinach, o pilotach, którzy chyba nie mieli wyjścia. Boję się, że już niedlugo zacznie się walka. Bo tyle stolków się zwolniło...
uliczka7
12 kwietnia 2010, 23:36Zgadzam sie z Tobą w 100% !!!!! A za nieznane mi fakty dzieki :)*
monimoni27
12 kwietnia 2010, 23:30jutro Cię przeczytam, dziś padam, a nie chcę czytać byle jak, tylko z należytym szacunkiem. buźka
nanuska6778
12 kwietnia 2010, 23:28Jola, z Twoim pozwoleństwem, ja sobie to wydrukuję i zachowam na wieczna pamiatkę. Jeszcze bardziej szacun
joanna1966
12 kwietnia 2010, 23:28Jolu, staram się mieć dystans do sobotnich, tragicznych wydarzeń - o ile taki dystans można mieć?! Przyczynę katastrofy ustalą te wszystkie mądre komisje, choć w tym co piszesz masz pewnie sporo racji - ktoś przecież decyzję o lądowaniu podjął... Myślę, jednak, że największy udział w totalnym narodowym, skołowaniu maja media, które od soboty mam wrażenie - oszalały! Gigantyczne plenerowo-studyjne teatrum. Czarne stroje, pełne dramatyzmu miny prezenterów, stosowny enturage...A co pani, pan czuje, a jak pana to boli, tak normalnie, czy nienormalnie??? Matko Boska! Porównania z rzezią w Katyniu...?! Toż to chyba dla lezących w katyńskich mogiłach żołnierzy jakieś nieporozumienie? Więc mój tvp kurzy się od wczoraj. A żałuję w tej tragicznej sytuacji jednego - że Tusk to jednak nie Turski z "Ekipy" A. Hollnad bo okoliczności (ku mojemu zdumieniu!!!) zdają się...cóż...podobne.... Pozdrawiam serdecznie
alam
12 kwietnia 2010, 23:25Jolu, chylę przed Tobą czoła!!!!!! Spisałaś dokładnie to co czuję. Ja nie potrafię tak pięknie tego zapisać, bom umysł "bardzo ścisły". Buziaczki!!!
mirabilis1
12 kwietnia 2010, 23:12ile razy mam jeszcze pisac???? Kółka na czole to ja dziś kręciłam. Bo też mi się to nie mieści. Wbrew rozsądkowi, wbrew zasadom. Skasowałam mój wpis, w którym napisałam, że nie powinni leciec razem - bo mi się oberwało. A polemiki nie chciałam. A to przecież pierwsza i podstawowa sprawa.
Diamandka
12 kwietnia 2010, 23:11Napiszę krótko - nie umiałabym tego tak opisac jak Ty. Mam takie same myśli, wątpliwości, pytania...
mirabilis1
12 kwietnia 2010, 23:07błędzie pilota - to mam ochotę udusic. Czy ktoś pomyślał o jego bliskich?