zdecydowalam poswiecac znacznie wiecej cwiczen na uda. szczegolnie przywodziciela, wewnetrzna strona ud. jestem pelna podziwu siebie jak moglam tak byc zmotytwowana i odbyc 2.5 h na silownii. dzis i od paru tygodni jestem max 1.40min i wiecej nie chce mi sie. po prostu akceptuje siebie juz bardziej i boje sie to druga kwestia ze wciaz zamiast spalc tluszcz z ud, zejdzie mi znowu z biustu.
rano jogurt na slodziku z platkami 200kcal
2 sniadanie banan 100kcal
obiad salatka z tunczyka dwa figi jedna morela szuszona,batan z ziartnami 70kcal.(380kcal)
podwieczorek/kolacja skrzydlo kuraka z rosolu i rosol szklanka z marczewka i makaronem tak symbolicznie/ (350kcal?)
kalorycznosc zgaduje. nie ma na etykiecie.
i tak bilans wyjdzie przyzwoicie. wiec do cholery czemu stoje w miejscu? przyznam sie ze mniej pije bo nie chce mi sie co pol godziny ganaic do kibla. ja i tak nie umiem trzymac zwieracza jak juz lekko mnie mocz cisnie w pecherzu. a co dopiero pijac tyle plynow dziennie...