Nie ważyłam się ostatnio. Nie obżeram się, ale diety też super nie trzymam. W weekend byliśmy u rodziców i wiadomo - schabowy, piwko. Nie przygotowałam wczoraj do pracy obiadu to wjechało burrito z wołowiną, potem jogurt na podwieczorek a wieczorem parówki.
Dieta to jednak cała logistyka zakupowo - gotowaniowa. Największym wyzwaniem dla mnie jest BRAK CZASU. Nie motywacji czy chęci, ale wczoraj np wróciłam z pracy ok 20:00, zjadłam to co było w lodówce, zrobiłam trening i o 22:00 zabrałam się za gotowanie (z tego co było w lodówce również). Mam Thermomix, który ułatwia mi życie ale nadal - zakupy, czas. Potem wychodzi 6 h snu, co jest dla mnie o godzinę za mało abym czuła się dobrze.
Dzisiaj rano poćwiczyłam jogę, postarałam się wyciszyć. Zjadłam śniadanie: chleb żytni z tunczykiem i szpinakiem, potem (w pracy pod nosem podstawili) - trochę paluszków i 3 kawa. Za dużo tej kawy piję. Jedna dziennie jest ok, natomiast kawki w pracy zamieniam natychmiast na herbaty ziołowe.
Na obiad mam duszonego indyka w pomidorach z ziemniakiem i pietruszką. W domu czeka a mnie koktajl przed treningowy, trening (dzisiaj idę biegać i ćwiczę Mel B posladki) i na kolację jeszcze nie mam pomysłu. Chyba ugotuję jakąś zupę. Ważne są te kolacje aby były lekkie i z drugiej strony sycące. Odżywcze.