...i dupa zbita. Waga drgnęła, a i owszem, jeno nie w tę stronę, co trzeba :| Czy od wąchania pyszności się tyje, do kija pana?? Może i tak, może stymuluje jakieś partie mózgu? Twardo pilnowałam się listy, nie podjadałam (nie mogę odżałować tych truskawek z cukrem i śmietaną i tego cammemberta z grilla :P) i jadłam tyle, ile miałam "przeznaczone". Po powrocie z "letniej rezydencji" ważyłam 59,5 kg - czyli wskazówka wagowa przesunęła sie niewiele, ale zawsze, grrrr.... Co prawda obwody mi się nieco pozmniejszały (i to mierzone po obiedzie, hy hy :P). Poza biustem, ten wzrósł (oł je-je-je!!). No, oprócz biustu (i wagi, grrrr....) pospadało wszystko, łącznie z tym najważniejszym dla mnie, czyli z obwodem Miszelina, co może oznaczać, że waga pokazuje zatrzymaną w organiźmie wodę. I tej wersji będę się trzymać ;) I już nie będę się przejmować, zwłaszcza, że naprawdę byłam grzeczna i nic do zarzucenia sobie nie mam :) O! Tym bardziej, że całkiem niedługo będę mieć - jak to ładnie nazwać - kobiece dni i to jest normalne, qrka!!
Brzuszków "przed-A6W" wczoraj zrobiłam niestety mniej, niż sobie założyłam. Zdarza się, dzisiaj zrobię więcej i już :)
Całe szczęście skakanka była w ruchu, pofruwałam sobie (plany zostały powyrabiane) - już mi się płuca trochę przyzwyczaiły i nie zdycham po każdej serii. Nie powinnam się tak zaniedbywać, z astmą żartów nie ma i jak nie ćwiczę regularnie, to później mnie dusi cholera... A skakanka to dobra rzecz - przy okazji mojego skakania "przypomniały sobie młode lata" moja Mamusia z Ciocią - też sobie spróbowały, czy nie zapomniały, jak to jest. Nie zapomniały :) Też sapały ;) Kotki nadal sie skakanki boją - spiżają w podskokach, jak skaczę, ale Mietek już się odważył i na miękkich łapkach do niej podchodzi, jak ją wieszam na poręczy :) Jeszcze trochę i Antek przestanie panikować - będą musiały się w końcu przyzwyczaić fuczaki jedne ;)
No i jeszcze jedno, najfajniejsze chyba - popływałam dzisiaj. W jeziorze :D Woda przy brzegu masakrycznie, paskudnie i obrzydliwie zimna (moja mała krakowska chrześnica zdecydowanie nie powinna była słyszeć tego, co z Siostrą mówiłyśmy. No dobra, ja tam wykrzyczałam :P), natomiast im bliżej środka jeziora, tym cieplej :) Fajnie było, wakacyjnie się poczułam :)
I hope jutro wagowo będzie lepiej :) Jeno jutro idziemy na obijadek do Teściuffki - a ona ma zawsze takie pyszności.... I imieniny ma... I długo się z nią nie widzieliśmy.... Jak ja jej wytłumaczę, że mogę tylko to zjeść i nic więcej a już absolutnie tego nie?? Ajejej, ajejej i olaboga ;) Nic to - jakoś trzeba będzie to wytłumaczyć i liczyć, że zrozumie :)
I standardowo poproszę o kciuków trzymanie ;)
I deszczowo pozdrawiam :)
PS. Ale paseczka wagi z 59,2 kg na 59,5 kg nie zmieniam, noł łej!! Zobaczę jutro rano, czy ABY NA PEWNO muszę.... ;)